Plan jest taki:
1) wysyłam do rektora list, w którym informuję go o swojej natychmiastowej gotowości podjęcia pracy. Rektor musi jakoś odpowiedzieć.
2) Jeżeli nie odpowie, to stosowne pismo otrzyma z kancelarii prawnej.
3) Kiedy otrzymam w końcu odpowiedź, to przeczytam w niej:
A) zapraszam na rozmowę
B) nie zapraszam na rozmowę, gdyż Uniwersytet złożył wniosek o kasację i sprawa ma bieg dalszy.
4) Jeżeli rektor wybierze opcje (B) wówczas napiszę kolejne pismo, w którym poinformuje rektora o tym, że wyrok jest prawomocny i nie mam zamiaru czekać na rozpatrzenie skargi kasacyjnej.
5) Na tym etapie może się sprawa zakończyć. Rektor wyznaczy mi zajęcia (to nie mogą być byle jakie zajęcia, ale takie jakie prowadziłem – to wynika z orzeczenia Sądu Pracy), ja przychodzę do pracy, odbieram akt mianowania a na moje konto wpływa odszkodowanie zasądzone przez Sąd. Jeżeli tak się stanie, na drugi dzień się zwalniam i idę do szpitala – prosto na oddział dziecięcy gdzie przekazuję (za pokwitowaniem) w formie darowizny całą kwotę odszkodowania. I na tym koniec.
1) Jest też taka opcja: Ja wysyłam list na który nie otrzymuje odpowiedzi. Także działająca w moim imieniu kancelaria adwokacka nie dostaje żadnej odpowiedzi z Uniwersytetu. W takiej sytuacji wyślę informacje do wszystkich dziennikarzy, których adresy emajl znajdę. Opisze swój przypadek, który udokumentuję niezbędnymi załącznikami począwszy od postanowień uczelnianej komisji dyscyplinarnej kończąc na kolejnych wyrokach wszystkich sądów w mojej sprawie. Pójdę do TVN, POLSATU, napiszę nawet sms-a do Wojewódzkiego. Napiszę wszędzie i wszędzie też zadzwonię.
nie mam nic do stracenia, dlatego jestem głupcem, który zdradza swoje plany.
29 grudnia, 2010 o 9:46
A to wszystko k… z naszych podatków
29 grudnia, 2010 o 9:59
Maciek, ty się nie przejmuj. Raptem pół grosza uszczknąłem z twojego. Mam dla ciebie propozycję – dam ci całą dychę (dziesięć złotych polskich) – a ty w zamian pokaż ludziom, że w życiu trzeba być człowiekiem a nie łaszącym się, ciamkającym, podlizującym się, oszukującym, kłamiącym skurwysynem bez zasad. Maciek, jeżeli uważasz że to za mało, to okej – dam ci 200 zł.
29 grudnia, 2010 o 10:04
kaczku miły – z naszych podatków to głównie żywią się: US, ZUS, wszelkiej maści samorządy. a także: marna policja i armia będąca w stanie zmiażdżyć lichtenstein. edukacja i służba zdrowia finansowane są marginalnie. widzisz, wolałbym zwolnić połowę, a może trzy czwarte urzędników US i ZUS, bo i tak są zbędni, połowę urzędników w samorządach i dać tę forsę na drogi, wojsko i naukę.
marku, plan jest okejos i tak trzymaj. dzieciakom forsa się przyda, pytanie czy dawać do łapki „nieznajomemu dyrektorowi” czy dowiedzieć się co dzieciakom jest potrzebne i to kupić, a potem dać. no chyba, że znasz dyrektora i wiesz, że można dać kasę.
29 grudnia, 2010 o 10:13
widzisz, nikogo nie znam – żadnego dyrektora. ale znam jedną z pracownic lokalnej placówki Caritas. Byłem nawet kiedyś u niej w domu. Cały czas częstowała mnie różnymi mlekami smakowymi (wanilia, kokos, czekolada itp.). Miała całe zgrzewki poukładane w kącie w pokoju. Mówiła:
– Pij ile chcesz, mam tego więcej.
Na koniec wciskała mi kawał pasztetu zawiniętego w szary papier, przesiąknięty tłuszczem. Mówiła:
– Dzisiaj nam przywieźli. Świeży. Weź, mam tego więcej i sama nie przejem.
Już więcej koleżanki nie odwiedziłem, bo przestała być moja koleżanką.
29 grudnia, 2010 o 11:11
twoja opowieść o pracownicy Caritasu pokrywa się z historiami mojej przyjaciółki prawie Matki Teresy, która o urzędnikach tej kościelnej instytucji ma bardzo złe zdanie, a współpracuje z nimi od lat.
Opowiadała mi o tym jak znajomy szwedzki pastor od lat przywoził dary dla dzieci do jednego z ośrodków w Trójmieście kilka razy w roku. Przyjeżdżał za każdym razem wyładowaną prezentami ciężarówką.
Raz przybył w dniu Wigilii do zakładu i był zdziwiony, że słodycze, zabawki nie zostały rozdane wychowankom. Okazało się, że leżały nierozpakowane na strychu, ponieważ paniom opiekunkom nie chciało się zrobić paczek. Tłumaczyły się pastorowi, że te małe dzikusy i tak nie docenią takiego gestu, a zabawki popsują.
Moja przyjaciółka stwierdziła, że wychowawczynie same opychały się szwedzkimi łakociami, dlatego poukrywały wszystko na strychu,a ich dzieci bawiły się klockami i lalkami przeznaczonymi dla maluchów z rodzin z marginesu.
29 grudnia, 2010 o 11:13
Marku, zamierzasz wysłać pismo, zamiast osobiście wkroczyć na uczelnię?
Chcesz oszczędzić stressu pracownikom uniwersytetu?
Masz dobry charakter.
29 grudnia, 2010 o 11:58
ale dlaczego uprzedzasz przeciwnika? W walce przebiegłość to ważny atut ;)
Myślisz, że taki cycuś, jak ten cały ******* nie podczytuje, co tu piszesz? Przecież powszechnie wiadomo, że cechą każdego cycusia jest podglądanie przez serduszko w drzwiach.
[wpis ocenzurowany]
29 grudnia, 2010 o 12:03
I ty się, Trojan, tu na bohatera nie szykuj. Po prostu, chlapnąłeś coś nie zastanawiając zupełnie nad dalszym biegiem. Zupełnie jak ja :))
Gdybyś przewidział bieg zdarzeń – prawdopodobnie (z naciskiem na „prawdopodobnie”) trochę kolanka byś ściskał zanim jadaczkę otworzył.
29 grudnia, 2010 o 21:23
Plan ok, zresztą łatwy do przewidzenia. Wszak nie po to się hajcuje (jak by nie patrzeć – demonstracyjnie)uzyskany w macierzy dyplom by później siorbać przykładnie herbatkę z tatusiami w instytucie… chyba że w grę wchodzi jakiś wyższy wallenrodyzm.
30 grudnia, 2010 o 8:26
miałem wizję: Marek wjeżdza na uczelnię na białym koniu, a tu zawód…
30 grudnia, 2010 o 9:51
no bez przesady. Zawód?! Sam wjazd w sytuacji gdy ani inkwizytor, ani jego straże miecza dobyć nie mogą, już jest wjazdem na białym koniu. Jak chcesz obejrzeć cuda, to do kuściółka hulaj, a nie na morze.
30 grudnia, 2010 o 9:55
:P
30 grudnia, 2010 o 10:01
Chyba koment wcięło. Jeszcze raz:
Gówno nie zawód. Sam wjazd w sytuacji, gdy ani inkwizytor, ani jego straże dobyć miecza nie mogą i ślinią się bezsilnie już jest wjazdem na białym koniu.
Jak burza chcesz cuda oglądać, to do kuściułka hulaj.
30 grudnia, 2010 o 11:48
nie muszą, Marek im ułatwia
6 stycznia, 2011 o 1:45
Nie piszę wierszy, zwłaszcza na życzenie i „pod dedykację” (tzn. z myślą o dedykacji), stąd akurat dopiero dziś ogłaszam ci Marek mój bardzo opóźniony, bo aż o 2 wątki, wiersz. Nosi on tytuł „Ocalony”.
OCALONY
Tadeusz Różewicz w swoim wierszu „Ocalony” napisał –
„mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź”.
W tym samym czasie Ktoś Inny
w swoim wierszu „Ocalony” napisał –
„mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadziłem na rzeź”
i trzeba przyznać, że ten Ktoś Inny
też miał szczęście
6 stycznia, 2011 o 3:53
Kolejny wiersz nosi tytuł „Samobójca”. Oto on:
SAMOBÓJCA
samobójca
powiesił się
bo przegrał
w konkursie
na najlepszą
recytację
słowa
„śmierć”
6 stycznia, 2011 o 5:56
No i już ostatnia moja próbka minipoetycka. Nosi ona tytuł „Kołysanka dla kłębka słów”.
KOŁYSANKA DLA KŁĘBKA SŁÓW
Nie mogę zasnąć…
(nie mogę zasnąć, nie mogę zasnąć,
niemogęzasnąć, niemogęzasnąć
niepiszniepiszniepiszniepisz
hboite g kfgo śpij hik jjkolo
śnij gvopu gjki iov kgkfjdkgd
k lulgfkj o tikjgohokb zaśnij)
Nie mogę zasnąć.
Siedzę więc w domu,
leżę na łóżku
i znów
piszę kołysankę
dla kłębka słów