.
Ona
Cześć
Ja
Cześć
Ona
Lubię wyższych facetów mrrrr
Ja
Wiesz, że Metaphysik der Sitten, Kanta pierwotnie ukazała się w dwóch osobnych częściach?
Ona
Mrrrr, obejmij mnie
Ja
Pierwszą wydano w 1799 roku, w Berlinie…
Ona
Nie pierdol, mrrrr, tylko przytul
Ja
Nie pierdolę
Ona
Pierdolisz, mrrrrr, skarbie
Ja
Nigdy w życiu!
Ona
Tak, mrrrrr, tak, bo nie w Berlinie a w Królewcu i dwa lata wcześniej mrrrr
27 lipca, 2010 o 0:08
twój blog staje się coraz bardziej nowoczesny. Obrazki już są, brakuje tylko podkładu muzycznego. Dlatego piszę i nucę: nananana, na na na.
Przechodzę do konkretów.
Marku na zdjęciu wydajesz mi się cherlawy i niewysoki. Masz chory kręgosłup, garbisz się, czy tzw, słodki ciężar ciągnie cię do ziemi?
Na wszelki wypadek informuję, że Kant wyznał kiedyś w męskim towarzystwie, gdyż kobiet nie znosił, iż dlatego żyje w celibacie, bo „wykonywanie ruchów kopulacyjnych” jest śmieszne i niegodne filozofa. (O tym wiem z książki cioci). Przy takich informacjach, pytanie gdzie książkę wydano, nie ma żadnego znaczenia.
Domyślam, się, że ta obszerna pani to poetka. Wiersze, wierszami, ale kręgosłup jest ważniejszy niż cielesne uciechy!
27 lipca, 2010 o 0:14
izka, nie mam czasu na dłuższe formy. w tym tygodniu po pierwsze: cierpię na ból w krzyżu, po drugie: kończę murowanie (wczoraj wylewałem posadzkę, dzisiaj może zacznę układać płytki), po trzecie: mam do zrobienia wiatę na drzewo (konstrukcja metalowa jest już wyspawana i poskręcana, teraz pozostał do zrobienia dach).
jak widzisz, mam dużo pracy a przy okazji cierpię na potworny ból w plecach – to taka moja mała droga krzyżowa i muszę ją przejść, by napisać o kolejnych produkcjach literackich.
idę, kolejna stacja mojej drogi krzyżowej przede mną.
27 lipca, 2010 o 8:33
Justyna Bargielska…
Hmmm, muszę wtrącić tu parę słów od siebie…
Justyna Bargielska, jak słusznie Marku mówisz, okazała się prawdziwą polską świnią!
A oto argumenty –
Gdybym na miejscy Bargielskiej wygrał Nagrodę Gdyni i zgarnął 50 patoli, co po odliczeniu VAT daje 45 patoli, to już niezależnie od tego, czy mi sią taka nagroda nalezy czy nie, czy może Mansztajn jest lepszy, prawdziwszy ode mnie, to napisałbym do każdego taki oto list
„Przybywaj!
Funduję hotel! Przybywaj – z żoną, mężem, dziećmi, przyjaciółmi, kochankiem, kurwą, z kim chcesz, funduję hotel i imprę! Wyasygnowałam z tych zdobytych w Gdyni 45 patoli 5 patoli, a nawet 10 – a, raz się kurwa żyje! – i chcę was zaprosić na balangę, kurewstwo i w ogóle! Pośmiejemy się ze Świniobicia Trojanowskiego, z Nieszufli, z Niedoczytań, z Rynsztoku, z Biura Literackiego, z Poezji i Nagród, i w ogóle, będzie zajebiście! Zapraszam, oprocz ciebie, Jacka Dehnela z Piotrusiem (o którym wszyscy mówią „Dehnelowa”, hiha), Trojana, Małgosię Gołąbek z Wolfem Koehlerem (ciekawa jarocińsko-berlińnska parka gołąbków), Olę Zbierską, Monię Mosiewicz i wielu wielu innych… W każdym razie balangujmy! Zarezerwowałam hotel, pójdziemy do knajpy itd itd….”
Tak, tak bym zrobił na miejscu Bargielskiej. Ale ja to ja, a Bargielska to jednak typowa świniowata mieszczka… nie chcę jej znać. Świnio- mieszczko-plebejki… fuj! A fe!
27 lipca, 2010 o 8:57
ps. no właśnie, czy na tym zdjęciu powyżej u ciebie jest Monia Mosiewicz? :)))
a kiedy ujrzymy cię na focie z sexy-Elżunią (a dla niewtajemniczonym – z Panią sędzią grodzko-karną wrocławską Lipińską)?
27 lipca, 2010 o 9:55
a co ty się tak romek uczepiłeś Bargielskiej? to nie Bargielskiej wina, że jest poetką. To nie wina poetki, że staje się świnia ciamkająca przy korycie wypełnionym po brzegi sałatką majonezową. romek, to wina czasów w których żyjemy. dzisiaj jest takie a nie inne prawo ewolucji:
człowiek -> poeta/literat -> ciamkająca świnia
tylko nielicznym udaje się wyzwolić spod działania tego prawa. wyzwoleńcy tacy uważani są za dzikich ludzi, źle wychowanych, za chamów, za szaleńców itp. próbuje się je ograniczać przez wskazanie:
– tu jest twoje miejsce!
ale szaleniec nie ma jednego miejsca, ma miejsce wszędzie. nie zna reguł, a nawet gdyby znał, to by je wszystkie połamał z taką łatwością, z jaką łamie się zapałkę.
są same minusy wyzwolonego zycia – żyje się z dala od przepełnionych, wypełnionych papierosowym dymem salonów. nikt ci nie da się za darmo najeść, nikt nie zapłaci za twój przejazd z miejsca A do miejsca B, nikt nie pocałuje ciebie w dupę ani nikt nie włoży tobie palca w odbyt z pytaniem: „miło?”. istotą wolności jest samotność, bo drugi – niewazne kim by był – zawsze będzie dla wolnej jednostki ograniczeniem, którego wolność jeżeli jest prawdziwa nie ścierpi.
pamiętasz, jest taka scena w Matrix, kiedy jeden z wyzwolonych udaje się do agentów i mówi: „mam dość życia na wolności, chcę być ponownie podłączony. będę dla was kapował, ale mnie podłączcie”. Pewnie sobie przypominasz także, że zdrajcy nie podłączono, że źle skończył. jeżeli chodzi o ten świat, w którym żyjesz, tutaj także ludzie wolni idą drogą, z której nie ma powrotu. istnieje pokusa, by jednak przestać głodować, by nawpierdalać się majonezu, by stanąć przed mikrofonem jak Oliver Janiak i powiedzieć:
– Bardzo dziękuję, och, och, poezja w moim zyciu pełni rolę drugorzędną, ale nie wyobrażam sobie bez niej zycia.
jest pokusa, by ogrzać się w ciepłym salonie, by ubrać garnitur z TESCO, by uścisnąć kilka rączek i poznać się z prominentnymi wieprzami, którzy siedząc od lat przy korycie tak obrosły w szpek, że nie potrafią się samodzielnie poruszać. ale powrót taki jest niemożliwy – bo kazdy wolny człowiek jest inny, różny od różowych knurów i dlatego jako element wyróżniajacy się został na zawsze ZAPAMIĘTANY (tzw. efekt von Restorffa). pamiętasz bajkę o wilku i koźlątkach? widziałeś jak się wilk musiał przebierać, by go kozy nie poznały? świnie mają o 10000 razy lepszy węch niż kozy. nie bez przyczyny zabiera się je na poszukiwanie trufli. dlatego przed nimi nic się nie ukryje.
27 lipca, 2010 o 14:48
Tak, Marek
Świnia jest to limes funkcji poety, przy liczbie jego tomików zmierzającej do nieskończoności.
27 lipca, 2010 o 23:47
twoja zasada: „człowiek – poeta – ciamkająca świnia”ma wyjątki.
od 2008 roku po przeczytaniu wiersza na rynsztoku „Rozważania brzegowe” próbowałam poznać nazwisko jego autora, aby móc przeczytać wcześniejsze jego wiersze i podążać dalej za poetą.
Kupiłam dla siebie i przyjaciół tomik poezji o zwierzętach i zwierzaniu się, ponieważ sądziłam, że to właśnie jego autor ukrył się pod nickiem Marco Polo. O tym pisałam na twoim blogu. Dotąd nie mam pewności, czy on to on.
Zadałam pytanie o tożsamość poety na rynsztoku, na twoim blogu, jak dotąd zero reakcji. Autor jest w podziemiu. Na pomoc innych poetek i poetów zbytnio nie liczyłam, po co mają podawać nie swoje nazwisko. Wielokrotnie chciałam powielić wiersz Marco Polo „Rozważania brzegowe” w tysiącach egzemplarzy i rozdać obcym ludziom w ramach bezinteresownego prezentu, ale powstrzymywała mnie anonimowość autora i fakt, że nie mogłam jego zapytać, czy życzyłby sobie takiej sławy.
Podświadomie czuję, że nie. Dlatego pozostaje mi czekanie, bo Marco Polo prawdopodobnie kicha na medialną pięciominutową sławę, którą mogłabym mu zapewnić. Co więcej ta postawa mi imponuje.
Marku powyżej udowodniłam, że nie wszyscy poeci ciamkają.
27 lipca, 2010 o 23:48
Jak mawia klasyk: „oportunizm chowa się za maską pragmatyzmu, kompromis szuka usprawiedliwienia w sofizmacie mądrości życiowej, tchórzostwo ubiera kostium rozwagi, ignorancja mieni się naiwnością a łajdactwo cnotą”
28 lipca, 2010 o 0:02
Marco Polo zapewne testuje swoje dzieła, sprawdza ich nośność, ładunek estetyczny oraz to, w jaki sposób oddziałują na czytelnika. Następnie wybiera te, które wzbudziły największe zainteresowanie, wywołały czytelniczy entuzjazm i zapewne wyda je w swoim kolejnym tomiku. tak robi dużo autorów. poeci często najpierw badaja swoje wiersze w internecie, testując je na żywym czytelniku by następnie je wydać w poztaci tomika. Tak np. zrobił Łukaszewicz ze swoimi gniotami o Arnolfinim – najpierw publikował je na rynsztok.pl, później wydał je „Trójmasztowcu” ale jednocześnie usunał je z rynsztok.pl. Skasował je, bo zapewne chciał żeby ludzie kupowali tego dwuegzemplarzowego świdnickiego gniota, żeby nie czytali tych wierszyków za darmo w internecie. chociaż z drugiej strony warto zadać pytanie: czy jury konkursu w Świdnicy dopuszcza do udziału wiersze wczesniej publikowane? jeżeli nie, to Łukaszewicz wysyłając na konkurs swoje perły nonsensu o przygodach Arnolfiniego złamał regulamin konkursu. Powinien zwrócić nagrodę z karnymi odsetkami i powinno wypalić mu się na czole wielką literę „Ł” jak Łajdak.
Podobnie uczynił Łukasz Podgórni, on też składając swoje wierszyki na publikację w Ha!art także wybrał te, które miały najdłuższe komentarze na rynsztok.pl, następnie zrobił z tego książeczkę i usunął z rynsztok.pl
Ale znając życie pewnie okaże się, że publikacja w internecie nie jest publikacją, tak jak wydany arkusz wierszy Witkowskiego nie był publikacją. W świecie poetów nie takie cuda się dzieją, nie takie będą się działy.
Skoro Edward Pasewicz urządza wieczorek Gałkowskiej to znaczy się, że wszystko jest możliwe i w najbliższej przyszłości należy spodziewać się, że na scenach warszawskiego teatru, w ramach promocji poezji Jacek Dehnel, w gumofilcach, będzie brał na literackie spytki knura rozpłodowego wypożyczonego z którejś z ferm trzody. Indagowany o sens życia, wierszy oraz o rolę poezji w zyciu bydle będzie ciamkało i kołysało wielkim łbem. gesty owe zebrana publiczność – zaprawiona w dekonstrukcjach tekstów Sosnowskiego – bezbłędnie odczyta i nagrodzi gromkimi brawami. innymi słowy – izka, wszystko jest teraz możliwe, wszystko jest dozwolone, wszystko jest spoko i okej – bo kiedy boga nie ma to także diabeł bierze sobie wolne.
28 lipca, 2010 o 0:28
Marku, wytłumacz mi dlaczego poeci tak ekscytują się tomikami wydawanymi na papierze? Nie dość, że książeczki te mają mały nakład, to zalegają w internetowych księgarniach przez lata. A co potem z nimi się dzieje? Najpierw spadają na półkę z tanimi książkami, a potem idą na przemiał. Nie pomogły marketingowo entuzjastyczne wpisy na ostatniej stronie koleżanek i kolegów, ani tzw ważnych krytyków. Czytelnicy nie kupują, nie odczuwają takiej potrzeby.
Dlatego wolę wyobrażać sobie, że Marco Polo kicha na medialną sławę, na bankiety, na spotkania z kilkoma, kilkunastoma czytelnikami z łapanki na wieczorkach organizowanych przez jego kumpli lub wydział kultury w gminie w mieście, bo pochrząkiwanie nie leży w jego naturze.
Poeci usuwają z internetu swoje utwory zaraz po druku na papierze? nie rozumiem powodów. Wydawca stawia taki warunek? Czy autorzy nie chcą aby ich utwory były czytane, bo jeżeli nie w internecie to gdzie?
28 lipca, 2010 o 0:51
izka, tomikami papierowymi mało kto się ekscytuje – a na pewno nie poeci. ekscytuje się tato, mamusia bo należą do starszego pokolenia wychowanego w tradycji poszanowania dla książek i ich autorów. starsi ludzie uważają, że książki mogą pisac tylko wyjątkowe jednostki, że książka to taka relikwia wiedzy, bo z książek przecież uczą się ludzie w szkole. rodzice poetów nie wiedzą, że dzisiaj mając 5000 zł można wydać własną książkę, zapisaną zupełnie przypadkowym ciągiem znaków i zobaczyć ją w księgarni czy w empiku. w związku z powyższym, kiedy starsi państwo w trakcie niedzielnego obiadku usłyszą od córki lub synka:
– mamo, tato własnie wydałem swoją książkę. jest to tomik wierszy i chciałem 15 egzemplarzy nakładu podarować właśnie wam jako dowód wdzęczności za te lata opieki i pomocy
to nie zapytają, dlaczego aż tyle sztuk dzieła własnego latorośl im wręcza, tylko cieszą się jak małpki z lusterek. informacja o tym, że dziecko napisało książkę obiega pędem błyskawicy najpierw najbliższą rodzinę, później znajomych i nawet pani w warzywniaku gratuluje rodzicielce, kiedy ta idzie kupić warzywa na rosół. informacja taka rozprzestrzenia się szybciej niż news o ciąży – wszak ciąża jest czymś zwykłym, kazdy pod warunkiem, że ma cipę może w nią zajść. napisać książkę to co innego! stąd ekscytacja rodziców.
poeci natomiast nie ekscytują się swoimi dziełami. nie ekscytują, bo nie ma czym. należą do sfery społecznej, w której piublikacja nie jest czymś szczególnym. co innego gdy publikacja jest nagrodzona. i jeżeli można mówić o ekscytacji dziełem, to tylko w okresie przedkonkursowym. masz przyklad Bargielskiej. wystarczyło 50.000 by Bargielska przeminiła się w małpkę zadowoloną z lusterka. zaczeła ciamkać, chrumkać, wić się przed mikrofonem. myślę, że jakieś 80 % społeczeństwa zareagowałoby podobnie na widok 50.000 zł. To przecież tyle, tyle, tyle, tyle pieniędzy! – i tu masz izo ekscytację. bo jeżeli możemy mówić o ekscytacji kolejnymi tomikami wśród poetów, to ekscytacje nie dotyczą tomików samych ale ewentualnych nagród. im wyższa nagroda, tym większa eskscytacja, większe zamieszanie – ktoś zyska więcej, ktoś mógłby a jednak nie dostanie.
oczywiście nikt nie ma kaca, nikt nie czuje się kurwą czy świnią – przecież nagrody są po to, by je brać a piersi po to, by je wypinać po ordery. przecież ja zasłuzyłem na nagrodę! tyle lat czekałem! nareszcie! jestem teraz nie tylko taki jak inni, ale lepszy, bo ja dostałem Silesiusa, Nike czy co tam jeszcze dają.
28 lipca, 2010 o 3:23
lepszy, najlepsza w klasie z odznaką wzorowy uczeń hehehe.
Cała winę ponosi szkoła. Zmusza do współzawodnictwa:-))))
28 lipca, 2010 o 11:21
czyli bez wydania tomiku nie ma szansy na nagrodę i póki to się nie zmieni parcie na papier nie zniknie.
Zabijasz mój optymizm czytelniczy Marku. Okazuje się, że jestem zbędna w tej układance.
To teraz autorzy mnie popamiętacie! Będę robiła wszystko, aby wam zabrać dotacje urzędowe i kasę z moich podatków. Skończą się konkursy za cudze pieniądze. Macie za swoje!
28 lipca, 2010 o 13:22
skoro już robisz fotomontaż, to nie partacz, papraku, staraj się, by miał cechy autentyku, nie wklejaj wszędzie swojej zapyziałej mordy z tego samego ujęcia.
28 lipca, 2010 o 13:39
cześć Tadek, mam dla ciebie cytat: „weź dopuść jego komentarz. jak on pisze jest przynajmniej wesoło. przecież wiesz, że on jest jebnięty”. No i dopuściłem.