Zacząłem powoli schodzić. Im dalej schodziłem, tym bardziej zwężał się korytarz. W końcu było tak wąsko, że prawie musiałem się przeciskać. Dobrnąłem do jego końca, na którym były wąskie i wysokie drzwi. Na nich także był wyraźnie wymalowany napis: NIEZBĘDNA OPOZYCJA. Nacisnąłem klamkę i drzwi ustąpiły. Wszedłem do środka. Okazał się to być mały pokoik, w którym na samym środku stała klatka a w niej siedział stary i gruby wręcz spasiony wilk. Podszedłem do klatki, żeby zobaczyć sobie go z bliska. Wilk spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem, a gdy dotknąłem ręką kraty zawarczał.
– Spokojnie, spokojnie powiedziałem do niego. On zaś niespodziewanie odparł:
– Jasne, że spokojnie. Nie bój się, warczę a priori, bo jestem niezbędną opozycją. Jestem tutaj by warczeć, by budzić strach i nic poza tym powiedziawszy to, dalej spoglądał na mnie beznamiętnym wzrokiem. To był pierwszy gadający wilk, którego w życiu swoim widziałem. Jednak nie to, że mówił mnie zaskoczyło. Po przygodzie z gadającym świńskim ryjem już mnie chyba nic zdziwi w tym śnie. Zastanowiły mnie jednak jego słowa, oraz to, że w przeciwieństwie do wcześniej spotkanych świń, on mnie w ogóle zauważył. Zapytałem go:
– Jak to, jesteś oficjalną opozycją? na co wilk odparł:
– Jesteś w świecie gadających świń. Wszędzie są tu tylko świnie. Wszystkie inne stworzenia zostały zjedzone…
– Jak to, zostały zjedzone? przerwałem wilkowi nagłym pytaniem.
– Kiedyś świnie wraz z krowami, końmi, kurami i innymi zdomestykowanymi zwierzętami, żyły pod władzą człowieka. W pewnym momencie jednak świnie zaczęły uważać się za wyjątkowe wśród innych zwierząt na służbie u człowieka. W końcu stworzyły tzw. teorię jednego przeznaczenia, zwaną także: teorią czystego mięsa i pokonały pozostałe zwierzęta. Na końcu zaś zbuntowały się przeciwko samemu człowiekowi i stały się jedynymi właścicielami świata.
– Nigdy nie słyszałem o teorii czystego mięsa. O co w niej chodzi? zapytałem.
Wilk z trudem się poruszył, chcąc widocznie zmienić pozycję na bardziej wygodną i zaczął opowieść:
– Wszystkie zwierzęta domowe, oprócz świń, miały różne przeznaczenia. Kury hodowane były ze względu na jajka, ale i ze względu na mięso. Konie pracowały w polu, ale też kończyły na talerzu człowieka. Podobnie było z krowami. Te dawały mleko, lecz często szły pod nóż. Jedynymi zwierzętami domowymi, które miały jedno przeznaczenie były świnie. Je hodowano tylko dla mięsa. Świnie szybko sobie wymyśliły, że skoro mają jedno przeznaczenie, to muszą być wyjątkowe. Stworzyły naprędce teorię czystego mięsa, według której są one superstworzeniami. Nie muszą, jak inne udomowione zwierzęta pracować, istnieją tylko po to, by je jeść. Są zatem jak twierdziły prawdziwym, czystym, najlepszym mięsem.
– I co się stało dalej? zapytałem.
– Świnie odpowiedział wilk zaczęły najpierw po kryjomu pożerać inne domowe zwierzęta, najpierw te mniejsze, a później krowy i świnie. W międzyczasie wprowadziły wśród swego gatunku program intensywnej kopulacji. Odgapiły go od królików, lecz nigdy się do tego nie przyznały. W każdym razie mnożyły się w zastraszającym tempie. Człowiekowi na początku było to na rękę. Z radością witał kolejne mioty świń, dbając pieczołowicie o najlepsze maciory.
– To niemożliwe, że ludzie nie zauważyli nagłego braku krów i koni w swoich gospodarstwach przerwałem wilkowi. Ten jednak odrzekł:
– Oczywiście, że zauważyli, ale nikt przecież nie mógł podejrzewać, że była to sprawka świń. Ludzie podejrzewali o to innych ludzi i tak zaczęły pojawiać się sąsiedzkie konflikty, w których argumentem były widły. One z czasem zmieniły się w potyczki między wsiami, następnie do tego włączyły się całe miasta na końcu wybuchły wojny między państwami. Finalnie wojna ogarnęła cały świat i żadna z walczących stron nie zauważyła, że świnie mnożą się i mnożą, że jest ich coraz więcej. Ludzie zapomnieli w końcu o co walczą, i prowadzili wojnę tylko dla zasady żeby wygrać. A świnie tylko czekały na to, aż walczące strony się maksymalnie wyniszczą. W końcu wylały się całymi masami z ferm hodowlanych by pożerać ciała poległych, rannych i tych, którzy zostali jeszcze przy życiu.
– Serio jadły ludzi? zapytałem z niedowierzaniem.
– Tak odparł wilk zjadały ludzi. Dziesięć świń w ciągu siedmiu minut potrafi zjeść dorosłego człowieka. Nawet kości zeżrą. Potrafiły znaleźć ludzi, którzy pochowali się w najwymyślniejszych kryjówkach. Przed świńskim nosem nie ukryje się trufla, a co dopiero człowiek. Świnie ogarnął szał zabijania kontynuował wilk po tym jak zżarły wszystką trawę, żołędzie w lesie, wypowiedziały wojnę wolnym zwierzętom. Jedynymi stworzeniami, przed którymi czuły naturalny respekt, byliśmy my, wilki. Jednak i my nie podołaliśmy świńskim hordom. Całymi stadami napadały na nas. Nie mogliśmy nic zrobić to powiedziawszy wilk spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
– Jak to: nic nie mogliście zrobić? zapytałem zdziwiony Macie przecież kły, pazury, oczy z przodu głowy, by poprawnie ocenić odległość od ofiary; jesteście wzorowymi drapieżnikami, nie wciskaj kitu, że nic nie mogliście zrobić!
– A co ty, kurwa jego mać, zrobiłbyś, gdyby napadło na ciebie w jednej chwili dwieście rozjuszonych świń? Nie pierdol, że byś z nimi dzielnie stoczył walkę, z której wyszedłbyś zwycięsko. Zapewne spierdalałbyś byle dalej i byle szybciej, jak to inni ludzie robili. Ale i tak byś się nigdzie przed nimi nie schował, wywąchałyby cię w każdej kryjówce! odwarknął zdenerwowany wilk.
Właściwie miał rację. Bić się z jednym przeciwnikiem, nawet z dwoma lub jeżeli ktoś jest mistrzem sztuk walk wszelkich z trzema na raz, to jest możliwe, ale nikt nie jest w stanie w pojedynkę zmierzyć się jednocześnie z dwustoma atakującymi napastnikami, nawet jeżeli są to świnie.
– Ale dlaczego ciebie świnie pozostawiły przy życiu i trzymają tutaj zamkniętego w klatce? zapytałem. Wilk zaczął opowiadać:
– Po krwawych rzeziach, gdy na świecie zostały już tylko świnie, aby zapanować nad samymi sobą, stworzyły one system władzy. A każda władza do tego by trwać, potrzebuje niemalże symbiotycznie opozycji. Dlatego schwytały mnie wraz z innymi ostatnimi wilkami i zamknęły żywcem w klatce, dokarmiając nas nieustannie, troszcząc się o nasze zdrowie by nam nie zabrakło niczego, prócz swobody, prócz wolności.
– A co się stało z innymi wilkami? Gdzie reszta? przerwałem zaciekawiony.
– Co się stało z moimi towarzyszami? Naprawdę chcesz wiedzieć? zapytał mnie wilk. Ja zaś bez wahania odparłem:
– Tak!
Wilk zaczął się wiercić, jakby się czymś zdenerwował. Zmienił mozolnie pozycję siedzenia i powiedział:
– Z całej świńskiej światowej rewolucji ocalały tylko trzy wilki. Ja i moich dwóch przyjaciół. Razem biliśmy się łapa w łapę z hordami nacierających wieprzy, ale jak już tobie powiedziałem, i my zostaliśmy pokonani. Znaliśmy się od bardzo dawna. Uważałem ich za swoich przyjaciół, oni uważali mnie za swojego przyjaciela. Nie pamiętam ile to razy deklarowaliśmy sobie wzajemnie miłość i wierność braterską, że prędzej padniemy na polu walki niż zdradzimy jeden drugiego. Trafiliśmy jednak do niewoli. Nie było nam dane zginąć w boju przeciwko świniom. Zamknięto nas w osobnych klatkach. Na początku głodzono nas. Dostawaliśmy tylko wodę do picia. Poza tym codziennie któryś z nas był zabierany do pokoju przesłuchań.
– Po co was przesłuchiwano? Przecież to nie ma sensu. Skoro świnie pokonały wszystkie stworzenia, to nie miały się już czego obawiać. Jaki był zatem sens tych tortur? przerwałem opowieść wilkowi. Ten odrzekł:
– Także nie widziałem sensu tego głodzenia i przesłuchań. Moi dwaj przyjaciele też nie wiedzieli, po co ten cały teatr. Wyczuwałem to w ich skowycie. Ale świnie miały swój plan, o którym dowiedziałem się na samym końcu, kiedy zostałem tylko ja przy życiu.
– Jaki plan? zapytałem zniecierpliwiony.
– Kurwa, człowieku, czy mógłbyś mi tak dla odmiany nie przerywać?! Chcesz słuchać, to słuchaj i nie przerywaj, a jak nie, to wypierdalaj! odwarknął poirytowany wilk.
– No dobrze, już nie będę. Nie musisz się tak zaraz denerwować odpowiedziałem uspokajająco.
– No to słuchaj dalej kontynuował wilk. Wśród tych wszystkich świń pojawiło się kilka macior jakby bystrzejszych niż inne. Były mądrzejsze niż cała reszta i one wiedziały, że stan chaosu świńskiej rewolucji nie może trwać wiecznie, gdyż to doprowadziłoby do tego, że jedne świnie zjadałyby inne, a stąd najkrótsza droga do autodestrukcji gatunku. Dlatego ustaliły, że należy stworzyć władzę, jako rodzaj panowania nad świniami. Wiedziały także, że władza taka może być tak stabilna jak stabilna jest jej opozycja. Zatem nie chciały one zwykłych wilków zamkniętych w klatkach, ale superwilków, które będą zajadłymi wrogami świńskiego gatunku i jednocześnie wcieleniem wszystkich wilczych cnót, czyli: waleczności, odwagi, poświęcenia, bezkompromisowości, braterstwa. Jednym słowem, tego wszystkiego, czego brak świniom samym. Dlatego postanowiły poddać nas próbie, aby wybrać tego idealnego, który spełniałby warunek idealnej, koniecznej opozycji. Na początku nas głodziły aby po kilku tygodniach kusić jedzeniem. Żaden z nas jednak nie zdecydował się na współpracę w zamian za jedzenie. Później nas torturowały. Wymyślały takie różne machiny, których celem było zadawanie maksymalnego bólu w jak najdłuższym czasie w taki sposób, żeby nas nie zabić, żebyśmy żyli. Kiedy mnie brano na przesłuchania cały czas powtarzałem sobie w myślach kilka wersów, które odczytałem onegdaj na drzewie samobójców w naszym lesie. Pewnie ktoś je wyrył na drzewie zanim się powiesił. Brzmiały one tak:
voll von freuden war mir die welt
als noch mein leben licht war
nun da, der nebel fehlt
ist keiner mehr sichtbar
Nie wiedziałem co znaczą te słowa, zresztą do dziś tego nie wiem, ale skoro one były ostatnimi ze słów, które wyrył samobójca na drzewie zanim sie powiesił, musiały one być słowami ultymatywnymi. Ich znaczenie musi być ostateczne. Za każdym razem, gdy mnie prowadzono na przesłuchanie, w głowie oprócz nieustannego pytania: Po co to robią? dudniło mi tych kilka wersów z drzewa samobójcy.
Któregoś dnia kontynuował wilk usłyszałem głośny skowyt moich braci, nie wiedziałem jeszcze wówczas, że był to ich ostatni głos, który usłyszałem. Gdy zamilkł, przed drzwiami mojej celi rozległo się gwałtowne poruszenie. W otwartych gwałtownie drzwiach mojej celi stanęła mądra maciora w towarzystwie świńskich strażników. Dopiero, gdy zobaczyłem grymas zadowolenia na jej ryju, to dotarła do mnie świadomość śmierci moich braci. Zerwałem się wówczas resztkami sił na cztery łapy i rzuciłem się na maciorę. Byle bliżej życiodajnej tętnicy szyjnej, byle ją przegryźć, byle się zemścić za te wszystkie okrucieństwa.
Jednak mimo całkowitej mobilizacji wszystkich sił, które posiadałem w sobie po tych długotrwałych torturach, łańcuch, którym byłem przykuty do ściany celi nie ustąpił.
– Wyrywaj się wilczku, wyrywaj. Powiedziała do mnie maciora.
– Zajebie cię! warczałem, ciągle się wyrywając z łańcucha.
– To dobrze, kwi, kwi zarechotała Masz być groźny, masz nas szczerze nienawidzić. Chcę, żebyś był dla wszystkich świń postrachem.
Gruby wilk zamilkł i zwiesił łeb. Widziałem, że jego matowe oczy przez chwilę zapłonęły ogniem szczerej nienawiści do świń. Nie wiedziałem za bardzo co powiedzieć, czy w ogóle powinienem coś mówić w tej sytuacji? Na nic zdałyby się w tym momencie pocieszenia.
Po chwili wilk wycedził przez zęby:
– Kurwa! Gdybym tylko mógł, gdyby chociaż raz zdarzył się taki dzień, w którym żadna krata by mnie nie ograniczała, wyrżnąłbym je wszystkie, co do ostatniego prosiaka. Wszystkie kotne lochy w ich wylęgarniach zagryzłbym, zwyczajnie zagryzł. Moja etyka, wszelkie zasady zginęły wraz z ostatnimi przyjaciółmi… Tak bardzo ich nienawidzę, nienawidzę…
Obserwując grubego wilka, który teraz cały czas powtarzał nienawidzę, nie chciałem mu mówić, że świnie odniosły sukces. Jego nienawiść budziła strach u świńskiej społeczności, w której od dawna powtarzany był mit o wilku i siedmiu prosiaczkach. Chyba na tym to polegało pomyślałem w duchu By stworzyć okrutne piekło, którego baliby się wszyscy. Przed którym respekt powstrzymywałby nie tyle od występku, ale przede wszystkim od buntu przeciwko władzy, która okiełznała owo piekło. Strach przed obaleniem rządzących, które skutkowałoby uwolnieniem wilka, zbierał swoje psychologiczne żniwo. Każdy się bał wilka, nawet najmniejszy prosiaczek, a sama władza jawiła się jako zbawienna siła, która okiełznała świńską zmorę, zamykając wilka w klatce. W dodatku nie był to zwykły wilk, ale taki drapieżnik, który całym swoim wilczym sercem, każdym włosem na wilczej skórze nienawidziły wszystkich świń i każdej z osobna. To jest wymarzone piekło dla każdej świńskiej władzy.
Zdecydowałem, że nie będę już go więcej nagabywać. Sprawiał on wrażenie załamanego swoją bezsilnością i udałem się ku tym samym drzwiom, którymi tu się dostałem. Jednak zauważyłem, dopiero teraz, że w pomieszczeniu z klatką, są jeszcze inne małe drzwi. Trochę jakby ukryte, nie rzucające się w oczy. Podszedłem do nich. Także na nich widniał napis: IDEOLOGIA. Postanowiłem sprawdzić co znajduje się za nimi. Ostrożnie je otworzyłem i znowu ujrzałem schody, które prowadziły jeszcze głębiej w dół.