Czy zastanawiałeś się drogi czytelniku kiedykolwiek nad tym, co to jest gówno, jaka jest jego istota, jaki jest jego sens? Ja osobiście nigdy. Ale teraz, gdy gówno, jako słowo przez usta mojej niedawnej towarzyszki przedarło się do świata dźwięku i trafiło do mojego mózgu, pomyślałem, że musi mieć ono jakiś głębszy sens, skoro ujawniło się w takich okolicznościach, skoro wypowiedziała je osoba o ładnych cyckach, którą uważałem za niebywale mądrą. Gówno musi mieć sens.
Zacząłem się zastanawiać, co mogło oznaczać słowo gówno. Nic mi nie przychodziło do głowy. Zacząłem szukać synonimów, bo być może kiedyś zastanawiałem się już nad gównem, nie mając świadomości, że to właśnie gówno. Kiedy tak rozmyślałem, nagle zaświtała mi pewna myśl:
– Przecież gówno to kupa!
Poczym od razu przypomniałem sobie pewną rymowankę, którą dawno temu przeczytałem na ścianie muru. Było to jeszcze w tych czasach, w których czytałem. Ale od jakiegoś czasu zaniechałem tej czynności, ponieważ wszystko, co przeczytałem zapamiętywałem i nijak nie mogłem zapomnieć. Z obawy, że mój mózg się zapełni do tego stopnia, że przestanie w ogóle działać, od jakiegoś czasu nie czytam w ogóle. Ale wracając do rymowanki, to brzmiała ona tak:
w niedzielne poranki gdy wracam z ubikacji
zastanawiam się czy nie będę miał racji
gdy napisze jedno słowo choćby o kupie porannej
każdy o miłości, chorobie o życia przygodach rymuje
niech jednak człowiek bez kupy porannej przeżyć spróbuje
nie jest to prosta sprawa – każdy wie to przecie
wszelki obiad: prosty czy wykwintny kończy się w klozecie
również nadymanie i srebrne widelce, przepiórki albo pasztetowa
to wszystko bez znaczenia: jedzenie udane gdy kupa gotowa
pan i sługa, prostak i mądrala – każdy sra tak samo
może z małą różnicą: pierwszy kreci w lewo, drugi kreci w prawo
z zapachu i konsystencji człek wróży dnia nowego dzieje
czy zwolnią mnie z pracy, czy będzie korek na drodze, czy egzamin obleje?
tyle wątpliwości, tyle myśli różnych w intymnym pomieszczeniu
nagle całe życie poddaje pod rozwagę szukając sensu w istnieniu
z zadumy myślowej jedna rzecz ratuje zbłąkanego człeka
to książka, gazetka – lektura zaległa, którą przerwała senna powieka
zawsze w czytaniu łatwiej znosić porodów i skrętów jelit katusze
idylla trwałaby dłużej – bo spokój tu – lecz do pracy biec muszę
podciągam spodnie i oglądam z radością ten okaz znakomity
wielki soczysty błyszczący – otoczką woni spowity
w zadumę wprawia mnie po wszystkim jedno przemyślenie
czy gdyby nie kupa poranna możliwe byłoby jeszcze moje istnienie?
Kiedy wyrecytowałem ją sobie w pamięci dopiero teraz przekonałem się, że ma ona większą wartość, aniżeli tylko jak na początku przypuszczałem charakter trzepakowo-blokowo-murowy. Nie miałem teraz żadnych wątpliwości, że autor tego dzieła musiał być niebywale mądrym człowiekiem o bogatym doświadczeniu życiowym. Niczym szaman, który onegdaj wróżył przyszłość z trzewi zabitych w ofierze bogom zwierząt, tak on analizując konsystencję kupy, jej woń starał się odgadnąć dnia nowego dzieje. Ale najważniejsze jest w tym wszystkim owo pytanie istnieniowe: czy gdyby nie kupa poranna możliwe byłoby moje istnienie?. Zacząłem się zastanawiać:
– Czy faktycznie istnienie może być zależne od gówna? Czy istnieje jakiś związek między gównem a byciem?
Nie widziałem innej możliwości uzyskania odpowiedzi na te pytania, jak przeprowadzenie eksperymentu. Nie zważając na to, że Pla ciągle na mnie patrzy, podniosłem się z krzesła, szybko ściągnąłem swoje krasnoludkowi majtki jednocześnie kucając i rozpocząłem eksperyment. W trakcie przeprowadzania doświadczenia nie zważałem na krzyki, które wydobywała z siebie Pla, byłem całkowicie skoncentrowany na badaniach naukowych, gdyż nawet malutka chwila nieuwagi mogła zafałszować wyniki. A każdy naukowiec dba o to, by efekty badań miały charakter obiektywny.
Kiedy zakończyłem proces formowania kupy wstałem z kucek i podciągnąłem majtki. Następnie zabrałem się do analizowania materiału, jednak jedyne co zdołałem wstępnie zbadać, to owa wonna otoczka. Moje obserwacje empiryczne zostały gwałtownie przerwane, gdy do pomieszczenia wtargnął nagle strażnik. Widocznie to krzyki mojej niedawnej towarzyszki go tu sprowadziły. Jednak strażnik już raz pokazał, że nie jest osobą, która darzy zrozumieniem potrzeby nauki, i jak możesz się domyśleć drogi czytelniku, kolejny raz doświadczyłem znanego mi już dobrze uczucia ciemności.
Zaczynały mnie już nudzić te chwile utraty przytomności. W trakcie ich trwania nic się nie działo, o niczym nie myślałem. Była tylko czerń, która sama w sobie może być ciekawa jako zjawisko, ale nie jako absolutna rzeczywistość, w której się nic nie dzieje. Poza tym, kiedy odzyskiwałem przytomność zawsze zastanawiałem się, co mi umknęło, co się wydarzyło w tej chwili, gdy byłem nieprzytomny? Nie było jednak nikogo, kto mógłby mi opowiedzieć o tym.
Powoli dochodziłem do siebie. Leżałem na posadzce, obok mnie moja kupa a nade mną stał strażnik z pałką w dłoni, przy którym stała Pla. Kiedy zauważyli, że odzyskuję przytomność Pla powiedziała do strażnika:
– Posadź go przy stole i przykuj do krzesła, żeby nie przychodziły mu podobne pomysły do głowy.
Strażnik, co mnie zaskoczyło, posłusznie wykonał jej polecenie. Kim była Pla, że mogła tak łatwo wydawać polecenia strażnikowi? Przecież sfera obowiązków strażnika wyznaczona jest przez jego mundur. Pla nie nosiła takiego munduru, ale długi, trochę wyświechtany, czarny płaszcz. Czy Pla miała mimo wszystko jakiś związek z uniformami, uniformami ludźmi w garniturach, wśród których nieustannie poszukiwałem człowieka? Te myśli nie dawały mi spokoju.
– Muszę się dowiedzieć, kim ona właściwie jest postanowiłem w duchu.