Wszak moja marna sylwetka przyodziania równie skromnie, żeby nie powiedzieć komicznie, wzbudziła zainteresowanie, ale tylko chwilowe, to wzrok niemal wszystkich zatrzymał się na mojej towarzyszce, a dokładniej na jej fenomenalnych cyckach, przed których urokiem tak się niedawno, siłą swego umysłu, obroniłem. Widząc obłęd w oczach tych, którzy teraz wpadli w sidła tego fatalnego uroku, mogłem niemal bezbłędnie stwierdzić, kto jest mężczyzną. Ale i tu się chyba ze mną zgodzisz drogi czytelniku w lokalu tym musiały być także kobiety. Tak też było. Niemalże kilkadziesiąt sekund po wejściu do lokalu, naprzeciwko mnie stanęła szczupła, średniego wzrostu osoba. Jak wszyscy ludzie w świecie, i ta miała na sobie swój garnitur. Spódniczka lekko za kolana, biała bluzka a na niej dziwnie skrojony fartuszek. Włosy miała spięte z tyłu, tak, żeby nie opadały jej na twarz. Po kolorze jej garnituru, który odpowiadał kolorystyce wystroju wnętrza, oraz małym logo na jej fartuszku, poznałem, że musi być to kelnerka. Moje przypuszczenia potwierdziły się, gdy zagadnęła nas następującymi słowami:
– Szukają państwo stolika? zapytała. Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, ona wskazała na jeden z akurat w tej chwili pustych miejsc i powiedziała:
– O tu! Proszę bardzo! i wskazała nam miejsce potencjalnego pobytu przez następnych kilka chwil. Zrobiła to całkowicie automatycznie. Musiała doskonale orientować się w rozkładzie wolnych miejsc w lokalu, co zresztą było wpisane w zakres jej obowiązków, którego granice wyznaczał rodzaj garnituru, który nosiła. Z wrodzoną chyba wszystkim pracownikom obsługi tego typu miejsc, ponownie zapytała:
– Czy coś państwu podać?
Nie zdążyłem nawet w sposób odpowiedni zareagować na to pytanie, nie mogła tego uczynić nawet moja towarzyszka, bo właśnie w tej chwili próbowaliśmy wygodnie rozsiąść się w fotelach kawiarnianego stolika. Kelnerka nawet nie czekała na naszą reakcję, i rozpoczęła tyradę:
– Mamy pyszną, afrykańską kawę, którą palimy we własnej palarni, mamy lody, równie dobre jak afrykańska kawa, mamy świetne desery: ciasta, które sami pieczemy, mamy – kontynuowała swoje płomienne przemówienie każdego sprzedawcy, lecz my w tym momencie już zajęliśmy optymalne dla naszych pośladków i kręgosłupów pozycje, w niezwykle wygodnych fotelach Ha! No właśnie! Dlaczego mowa kelnerki nie rozpoczęła się od słów: Mamy wygodne fotele? postanowiłem nie rozstrzygać tej kwestii. Ale zauważyłem, że podobne wątpliwości miała moja towarzyszka. W trakcie ataku słowotokiem, którego przedmiotem byłem nie tylko ja ale też osoba mi towarzysząca, zauważyłem u swojej partnerki, zmarszczkę w okolicach oczu, której o ile sobie dobrze przypominam z pierwszych oględzin wcześniej tam nie było. Nawet wtedy, gdy nazywała mnie szowinistyczną świnią. Uznałem zatem, że musi w tej chwili znajdować się na granicy wytrzymałości psychicznej, co potwierdzała owa zmarszczka. W obawie, że wkrótce może wybuchnąć, naprędce powiedziałem do kelnerki, przerywając jej wyuczoną formułkę:
– Proszę pani, a czy macie może alkohol? Może jakiś koniak? kiedy to powiedziałem, zauważyłem widoczne odprężenie w mimice mojej towarzyszki. Zmarszczka zmieniła się w niezauważalną niemal rysę, natomiast kelnerka wydawała się być zaskoczona:
– Alkohol? zapytała, jak gdyby niedosłyszała mojego pytania.
– Mamy także alkohol, ale on jest sprzedawany tylko klientom pełnoletnim odpowiedziała jednym tchem i jakby z wewnętrznym przekonaniem, że my, nowi goście, nie spełniamy kryterium pełnoletności. Zapewne musiała być rozgniewana, że nie pozwoliłem jej dokończyć formułki, którą każdemu, nowoprzybyłemu serwowała. Ale nic. Ani ja, ani moja towarzyszka, postanowiliśmy zignorować jej dąsy i rozpoczęliśmy wzajemne negocjacje na temat treści naszego ewentualnego zamówienia:
– Ja koniaku nie lubię! powiedziała Bo mi śmierdzi!
– Jak to śmierdzi, przecież nie może śmierdzieć, skoro go piją ludzie wykształceni, poeci, artyści, politycy kontrargumentowałem, na co ona odpowiedziała:
– No właśnie! Sam w sobie to trunek aromatyczny, ale właśnie tym mi śmierdzi, tą atmosferą! Jego natchnieniowość mi śmierdzi! ripostowała i nie pozostawiła żadnych wątpliwości w kwestii jej stosunku do koniaku. Zacząłem zatem wertować w pamięci wszystkie pozostałe rodzaje napitków alkoholowych, które jako naukowiec, weryfikujący prawdziwość powiedzeń ludowych, poznałem, szukając jakiejś alternatywy dla uduchowionego koniaku. Przypominałem sobie swoje wcześniejsze wyniki badawcze oparte na niezwykle rzetelnych obserwacjach empirycznych. I tak dotarła do mnie świadomość jednej z teorii wymyślonych przy okazji weryfikowania twierdzenia nie samym chlebem żyje człowiek. Zapewne i ty drogi czytelniku pamiętasz owo sławne twierdzenie: Jakość spożywanego alkoholu jest wprost proporcjonalna do posiadanego potencjału ekonomicznego. Naukowość tej teorii była niekwestionowana a jej bezwzględna moc logiczna, ujawniła się właśnie w tym momencie. Okazało się, że w chwili obecnej mój potencjał ekonomiczny był równy zeru nie miałem ani grosza. Nie wzbudziło to u mnie jakichś szczególnych refleksji. Nawykłem już do tego stanu, jednak w sytuacji, gdy zaprosiłem moją towarzyszkę na kawę, przydałoby się mieć jakiś, choćby malutki, kapitalik w kieszeni. Mój dramat w tych okolicznościach dodatkowo potęgowała nie tyle świadomość braku forsy, co braku kieszeni. Te bowiem, które miałem były pożyczone, bo znajdowały się płaszczu, który użyczyła mi dama jako ochronę przed zapowiedzianą zmianą aury. Nie mogłem więc nawet udawać, że szukam pieniędzy zatem także sztuczki z improwizacją, polegające na pozorowanym, chaotycznym przeczesywaniu kieszeni nie wchodzą w grę. Jak się za chwile okaże, owa niewiasta, dzięki której pokonałem krwotok z nosa, po raz kolejny wybawi mnie z opresji, pokrywając koszta zamówienia. Ale tym za chwilę.
Tymczasem, gdy zajęty byłem rozmyślaniem na tym, czy można za nic kupić alkohol, pani z obsługi zagadnęła:
– Zanim państwo złożą zamówienie na alkohol, chciałabym zobaczyć państwa dowody osobiste mówiąc to uśmiechnęła się drwiąco kącikiem warg, jakby powątpiewała w pełnoletność gości, których akurat zdarzyło się jej obsługiwać.
Moja towarzyszka nieśpiesznie sięgnęła do torebki ja natomiast miałem ten sam, stały problem, który towarzyszył moim wcześniejszym rozterkom w poszukiwaniu źródła finansowania ewentualnego drinka nie miałem przy sobie dokumentów, ani swoich kieszeni, w których mógłbym udawać, że ich szukam.
Siedziałem jednak spokojnie, licząc na to, że moja twarz i w ogóle cała sylwetka wiarygodnie zaświadczą o mojej dojrzałości fizycznej. Kelnerka wzięła od mojego gościa dowód osobisty i zaczęła go przeglądać, jednocześnie wyciągając rękę w moim kierunku ignorując oczywiste sygnały, które wysyłało w tym czasie moje ciało, manifestujące swoją dojrzałość.
– No tak powiedziała wertując dowód osobisty towarzyszącej mi damy. Pani Pla, dziwne imię mówiąc to, spojrzała w jej kierunku jak gdyby chciała się upewnić, czy to aby na pewno jest jej dowód tożsamości.
Rzeczywiście pomyślisz sobie drogi czytelniku – imię Pla dla kobiety jest niewątpliwą rzadkością, żeby nie powiedzieć kuriozum. Chociaż być może wzięło się ono z notorycznego i permanentnego paplania babskiego czyli paplaniny. Ale równie śmieszne jest męskie imię Sok. Jednak do rzeczy.
-Tak powiedziała. Pani Pla Tysiąckilogramów jest pełnoletnia oddała jeden dowód i jednocześnie jej pytający wzrok skoncentrował się wyłącznie na mojej postaci.
– Aha pomyślałem muszę zanotować w pamięci dane personalne mojej nowej koleżanki. Jednak jak przekonać kelnerkę, że ja także przekroczyłem tą granicę wieku, kiedy to już na własną odpowiedzialność można pić?
Nie wiedziałem jak to zrobić, tym bardziej, że już dawno powinna zauważyć siwiznę moich włosów i zmęczoną długim życiem twarz. Ale postanowiłem się upewnić. Zapytałem:
– Szanowna pani, czy uważa pani, że taki starzec jak ja może mieć mniej niż osiemnaście lat? nie pozwoliłem jej odpowiedzieć na to kontynuowałem:
– Jeżeli tak pani uważa, to naprawdę bardzo mi pani schlebia mówiąc to uśmiechnąłem się do niej, w nadziei, że dostarczyłem jej aż nazbyt przekonujących dowodów na to, że bezkarnie mogę pić alkohol. Ku mojemu zdziwieniu kelnerka olała wszelkie świadectwa empiryczne, które wysyłało moje ciało i stanowczo zażądała dowodu:
– Proszę pana, bynajmniej nie miałam zamiaru panu schlebiać. Według mnie wygląda pan na cztery razy osiemnaście lat, jednak jeżeli mi pan nie pokaże dowodu, to nie zrealizuje pańskiego zamówienia na alkohol powiedziała to niemal tak samo automatycznie, jak wcześniejsze tyrady o tym, co mamy.
-Oj! Tego ci nie daruję! pomyślałem, zaciskając wirtualne pięści i szykując się do natarcia Nie daruję ci tego cztery razy osiemnaście!!! Niczym palladyn ruszyłem w bój.
Psychopatologia społeczna (5) Kelnerka
2 stycznia, 2008 by
Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »
komentarze 3
Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić
3 stycznia, 2008 o 22:03
Oj, chyba podpadnę …;)
Postacie w sytuacjach reduktio ad absurdum dobrze korespondują z treścią. Jednak sam przekaz takich sytuacji jest na tyle czytelny, że owo reduktio ad absurdum wydaje się być na wyrost. Krótko mówiąc uważam to za zbędne. Można by dyskutować nad rzeczywistą absurdalnością niektórych wysuniętych tez, a nawet zarzucić użycie ich dla celu czysto retorycznego i efekciarskiego, których przyjęcie przekreśliłoby przekaz głębszy od zwykłego hi hi haha. Sytuacja z damą też pozbawiona elementu zaskoczenia, a szkoda, bo po przedstawieniu damy jako bezkompromisowej feministki, była świetna okazja na zaskakujący błysk. A tu kicha i sztampa. Wojująca feministka raptem przyjmuje szarmanckie umizgi typu puszczanie przodem do którego dochodzi nieumotywowana dostatecznie wiarygodnie zgoda na kawę. Mógłbym wykazać zrozumienie dla takiego epizodu, gdyby służył on dalszemu tropieniu absurdum, ale póki co, widzę jedynie statystkę wyróżniającą się cyckami, a to za mało, by mnie przekonać. Poczytam dalej, zobaczę ;)
3 stycznia, 2008 o 22:08
mówiąc o postaciach mam na myśli jego i ją, czyli damę :)
3 stycznia, 2008 o 22:13
można by też przyjąć całą sytuację z damą za kolejne absurdum idei feminizmu, gdyby nie fakt, że nie jest to równorzędny z innymi epizod.
Dama występuje już jako partnerka w odróżnieniu np. do kelnerki.