.
Dziesięć euro i osiemdziesiąt centów wystarczy by zaspokoić swoją estetyczną próżność. Za tę sumę można nabyć jedno ze zdjęć Jana Saudka (strona autorska: www.saudek.com) w rozmiarze 60 x 85 cm, oprawić w antyramę i powiesić na ścianie w salonie. Kiedy zaintrygowani i zachwyceni niezwykłą fotografią goście będą pytali o autora należy zachować konieczne w takich przypadkach opanowanie graniczące z obojętnością na zachwyt i odpowiedzieć krótko:
– To? Aaa, to. To Saudek.
Oczywiście goście nie będą mogli oderwać wzroku od autorskiej reprodukcji. Będą nasycać się niezwykle zaaranżowana estetyką. Po chwili milczenia któryś z gości zada pytanie:
– A kto to jest ten Saudek?
Teraz można dać upust swoim najbardziej krwiożerczym instynktom. Spoglądając z pogardą i politowaniem na ciekawskiego ignoranta, z artystyczno-pedalską manierą należy machnąć rączką i powiedzieć:
– Phi! Nie wiesz? No wiesz. Jak możesz nie widzieć? Phi!
Można też powiedzieć głośno:
– Nie wiesz kto to jest Saudek? Naprawdę?
A następnie zwracając się do pozostałych gości zakpić:
– On nie wie kto to jest Saudek? Niebywałe.
Kontemplując towarzysko-salonowy szmer, w którym przewijać się będą słowa: „niebywałe” „nie wie” „jak może? niebywałe”, „doprawdy niebywałe” można spokojnie rozsiąść się w swoim ulubionym, skórzanym chesterfieldzie i wpatrywać się w osobliwy proces wykluczania jednostki. Przyglądać się jak stado białych owiec dystansuje się od czarnej owcy, która jeszcze kilkanaście sekund wcześniej miała taki sam kolor runa co reszta.
Dziesięć euro i osiemdziesiąt centów można zagospodarować inaczej. Można wymienić w kantorze euro na złotówki i za dokładnie 43 złote i pięćdziesiąt groszy kupić sobie tomik Jarka Łukaszewicza pt. Trójmasztowiec. W cenę Jarek Łukaszewicz wliczył koszt opakowania (koperta z folią bąbelkową), przesyłki (pocztą poleconą) oraz kilka minut własnego niezwykle cennego czasu, który poświęci na udzielenie wszelkich informacji drogą telefoniczną na temat stanu realizacji zamówienia. Jeżeli uświadomimy sobie, że długość przeciętnej rozmowy telefonicznej to minuta i jedenaście sekund oraz że w tym czasie zamiast informować Łukaszewicz mógłby napisać przynajmniej jeden wiersz, to dla dobra duchowej substancji narodu będzie lepiej jeżeli zniecierpliwieni opieszałością poczty polskiej nie wybierzemy numeru +48 602 535917 i nie będziemy nękać poety, który w tym czasie na pewno tworzy kolejne dzieła.
Karol Maliszewski tak napisał o Trójmasztowcu Łukaszewicza:
Oto tajemnica poezji po przełomie: pękła ta wysoka skała, ten jakiś Ajudah, i poeta spadł wprost na wielopasmową ulicę języka; teraz błąka się tu i tam, wybierając to i owo, by nałożyć na siebie, by spokrewnić to, co do tej pory nie spokrewniano. To coś więcej niż słowna gra, czyli grzebanie w pudle z napisem „puzzle informacyjnego chaosu”. To kategoryczne oddzielenie się od zbyt łatwo wypowiadanego świata. Oto tajemnica miary. Umiarkowanie w widzeniu i snuciu. Arnolfini, Łukaszewicz i to trzecie.
Nie mając dostępu do tych pokładów świadomości, które są zarezerwowane tylko dla Karola Maliszewskiego nie zamierzam wnikać w istotę kategorii: „poezji po przełomie”, „jakiegoś Ajudaha”, „pękniętej wysokiej skały”, „spadającego poety”, „języka jako trasy WZ” itp.
Nie przeczę, że mądrości Maliszewskiego niczym kozaczki z futerkiem od Versace pięknie prezentują się na ostatniej stronie okładki, ale jak wyjaśnić sens odbitej pieczątki o treści „egzemplarz prawoskrętny” na jej pierwszej stronie?
Kserokopia.art.pl ma na swoim wydawniczym koncie takie produkcje jak m.in. „th” Edwarda Pasewicza czy „China Shipping” Justyny Bargielskiej. Zarówno w „th” jak i w „china shipping” połączenie tekstu i grafiki było optymalne. Do tekstów Pasewicza zapis nutowy pasuje tak, jak nutacja diastematyczna do piętnastowiecznego Graduału Łęczyckiego. Zaś w kontekście „china shipping” użycie czcionki z elementarzy dla dzieci także ma znaczenie.
Innymi słowy wydawnictwo kserokopia.art.pl specjalizuje się w eksperymentach wydawniczych, w których próbuje się połączyć wrażliwy tekst – jakim jest poezja z obrazem.
Ale jak to z eksperymentami bywa – jedne są udane inne mniej a jeszcze inne to kompletne fiaska. I do tej ostatniej kategorii zaliczyć można właśnie Trójmasztowiec Jarka Łukaszewicza.
Trójmasztowiec wydany został w nakładzie 500 egzemplarzy. Do każdego z nich dołączona została ulotka z informacją wydrukowaną złota farba na białym papierze o treści: „NAGRODA GŁÓWNA w II ogólnopolskim konkursie na autorską książkę literacką Świdnica 2009”. Oprócz Maliszewskiego są także wycinki z recenzji – Agnieszki Wolny-Hamkało, która informuje target rodzaju żeńskiego, że: „ Było sobie życie. Widziało się w nim rzeczy niesłychane. Kochało się – z miłości, innym razem ze strachu, albo tylko tak sobie. Dla zabicia dnia. Brało się, co dają: sporo wściekłego piękna, niespodzianek w języku, zwykłego szarego chleba. Czasem mięso ostatnich żyjących przedstawicieli gatunku. Grzeszyło się i modliło”. Jest też notka Antoniego Matuszkiewicza o tym, że: „Trójmasztowcem” wypływamy na głębię subiektywnej i kulturowej pamięci” oraz o „mroku przykrytym błyskotliwością odbić” i „oczywistości spływających w nieoczywistość horyzontu” i o „poszarpanej elipsami narracji”.
Na temat grafiki wykorzystanej dla celów tej publikacji, to są to zdjęcia z wycieczki do Izraela. Raz kotek. Raz dziewczynka z długimi nogami. Innym razem stolik w restauracji. Powtarzający się motyw to napisy w języku hebrajskim. Ale trafi się także jakaś dziewczyna z karabinem. Oprócz tego są wystawy sklepów z butami, z ciuszkami dla ciężarnych, fotki straganów, papci – czyli wszystkiego, co może wzbudzić we współczesnym czytelniku niepokój albo smutek egzystencjalny.
Reasumując: są to najzwyklejsze zdjęcia, które jest w stanie zrobić każdy, kto ma aparat fotograficzny i potrafi go obsługiwać w trybie „automat”. Gdyby spróbować je porównać, to fotki strzelane przez Michała Kobylińskiego (Gila Gillinga) na spędach poetów, kiedy to odbywa się masowe skarmienie sałatką majonezową są gorsze od tych, które znalazły się w Trójmasztowcu. Gorsze, ale tylko odrobinę.
W sprawie wierszy. Jeżeli ktoś uwierzy Maliszewskiemu w to, że są to teksty „po przełomie”, że spotka tu „jakiegos Ajudaha” itp., to się zawiedzie. Trójmasztowiec to zbiór tekstów banalnych. Na przykład:
nieźle się urządziłeś – mówi
i wylicza nazwiska przedwojennych
fabrykantów – wskazuje lodówkę piecyk
i telefunken, więc gdy wyciąga
odkurzacz (posprzątam ci na wszelki
wypadek) mówi „hoover”, jak gdyby wiedziała
że on jest winien tej zawiei
[bifurkacja]
I teraz zgaduj zgadula. O czym jest ten wierszyk? Dodać należy, że na sąsiedniej stronie jest fotka z zachmurzonym niebem i pustą plażą, na której porozkładano leżaki i rozstawiono stoliki.
Kto zgadnie proszony jest o wysłanie e-majla z odpowiedzią na adres:
poczta@kserokopia.art.pl
Nagrodą będzie nieskrywana radość poety, że ktoś zrozumiał bądź próbował zrozumieć jego przekaz.
Inny przykład kunsztu poetyckiego autora Trójmasztowca:
heloł wagino, dzień dobry szyjko
zmieniwszy kosmiczną wyporność
znosisz dary małżonko – powiedział
Arnolfini – „a gdzie zanosisz dary?”
do Pana dary zanoszę
że śmiercią mnie obdarzył
że mogę liznąwszy
palca wiatr stwierdzić
lub wywołać
i liście zzieleniawszy
też wydają się wilgotne
trochę
Arnolfini w fotelu pęcznieje
z radości i milknie kluczowa
nieufność pomiędzy Bogiem
i córką oraz jej synem jej bratem
[małżeństwo Arnolfinich]
Jak wyżej, także i ten tekst opatrzony został obrazkiem. Zamiast plaży jest niewyraźne – bo robione nocą – zdjęcie oświetlonej skąpo wystawy sklepu z sukniami ślubnymi. Łatwo się domyśleć co będzie przedstawione na pierwszym, drugim, trzecim, czwartym a nawet piętnastym (gdyby takowy istniał) planie zdjęcia. Analogicznej łatwości w odgadywaniu brak, gdy chodzi o tekst i jego znaczenie. Ale zanim czytelnik porzuci nadzieję warto spojrzeć na ostatnią stronę okładki. Przeczytać jeszcze raz notkę Maliszewskiego i Matuszkiewicza o tym, że „od dawna tkwimy na mieliźnie” i że „jedyna głębia, to głębia pęknięcia wysychającego dna” a już nie czujemy się odosobnieni w otępieniu poznawczym. Prawda, że płytko?
Obok fotki wystawy piekarni znajduje się tekst pt. galapagos. Podobnie jak zdjęcia ten tekst także nie zaskakuje. Czytamy:
pod tamtym mostem Alma maher błagała
męża, żeby nie robił wiochy, potem kiwnęła
głową (na gropiusa i poszli), i tam taki ładny
piasek na brzegu szkli się w wieczornej latarni
że i punki sobie wydeptują miejsca na orgazmy
jak żółwie błyszczą skórzane kurtki nad szprewą
chrzęszczą nity, trzaskają martensom sznurówki
sypie się do butów
[galapagos]
Na pewno Łukaszewicz znajdzie kilkadziesiąt fanek (przynajmniej pięć w samej Świdnicy), które po przeczytaniu tekstu o „wydeptywaniu miejsc na orgazm” rozpłyną się w sosie własnym. Nie wątpię także, że „trzaskające sznurówki”, „błyszczące kurtki” oraz „chrzęszczące nity” utorują drogę do niejednego serca profesjonalnego krytyka literackiego. Mnie jednak zastanawia konsekwentne użycie wyrazów z języka obcego w zapisie fonetycznym. Zamiast Sprewa jest szprewa, zamiast Hello jest „heloł” a Michael Douglas to „majkel daglas” [frotka].
Czytając te fonetyzmy zastanawiam się na którym to pasie tej wielopasmówki lingwistycznej, o której pisze Maliszewski, się znalazłem? Czy może jest to namacalny dowód domniemanego przełomu?
Na zakończenie.
Trójmasztowiec Łukaszewicza jest kolejna pozycja wydawniczą, która zalegać będzie na półkach magazynowych hurtowni. Winą za taki stan rzeczy obarczony zostanie – jak w każdym takim przypadku – system dystrybucji i marketingu. Nie można odmówić Maliszewskiemu, Wolny-Hamkało ani Matuszkiewiczowi dobrej woli. Zrobili wszystko, by Trójmasztowiec dobrze się sprzedał. Notki o „przełomach”, „pękających skałach”, „dnach” itp., dawno się zdewaluowały. Teraz niemal każdy tomik posiada na okładce standardową laurkę od Wolny-Hamkało, Maliszewskiego itp. Wszystkie tomiki wydawane w tym kraju przecież są dobre. Wszystkie są przełomowe, nadzwyczajne, odkrywcze, epokowe, wyjątkowe itp.. W tym kontekście tomik Łukaszewicza także się nie wyróżnia, na co zwrócili uwagę zacni i szanowani krytycy.
30 grudnia, 2009 o 2:41
Marku, najpierw napiszę Ci trzy wersje o czym jest wiersz „bifurkacja”. Na swój użytek nazwę wiersz rozważania brzegowe.
Pierwsza wersja to rozmowa dwóch byłych służących z domów żydowskich fabrykantów (łódzki fabrykant jako synonim bogactwa). Gość wie, że pan domu doniósł na swojego pracodawcę, dostał za to kasę i wyjechał dzięki temu do amerykańskiego kraju wolności gospodarczej i moralnej dla nich obu. Czy kobieta nie postąpiła podobnie?
Hoover w tym wypadku jest śladem wielkiego kryzysu moralnego, obyczajowego, nie tylko gospodarczego. Ale w takim kryzysie wartości bledną i łatwo znajduje się wytłumaczenie na swoje zachowanie: po trupach do celu jakim jest życie. I co najważniejsze, kryzys zawsze po jakimś czasie mija i gospodarz domu stanie się na powrót tzw. porządnym człowiekiem. Gość kobieta rozgrzesza postępek gospodarza, wszak wielkie nazwiska nie zniknęły, są na sprzętach otaczających gospodarza. Gospodarz sprzątał przed wojną, teraz też sprząta.
Druga wersja jest nostalgiczna. Wspomnienie o świetności, bogactwie, życiu, którego już nie ma, zniknęło w czasie wojny. Dlatego atrybutem luksusu jest odkurzacz z odnośnikiem do wielkiego kryzysu, a kobieta sprzątając w domu gospodarza, chce poczuć chociaż przez chwilę w dotyku synonim bogactwa. Odkurzacz wciąga wspomnienia, przeszłość. Trzeba żyć teraźniejszością i doceniać fakt, że się przeżyło wojenny kryzys.
I ostatnia wersja o żołnierzu niemieckim, który współuczestniczył w niszczeniu świata, ale czuł się marionetką, a teraz za oceanem ma nowe życie w kraju demokracji, bez wywyższeń. Kobieta rozgrzesza jego wcześniejsze zachowanie, bo wystarcza jej, że znajduje w jego domu ślady dawnej świetności sprzed wojny w nazwach sprzętu. Kobieta stała się minimalistką. Czy jest Żydówką? Kto wie…
Marku pierwsza wersja jest dla mnie najciekawsza.
I nie jest to zły wiersz, jeżeli potrafię pogdybać nad różnymi ścieżkami interpretacji.
30 grudnia, 2009 o 2:42
Tytuł tomiku Trójmasztowiec ma jakiś odnośnik w wierszu?
Czy mógłbyś przepisać? bo ciekawa jestem o czym być może, a o czym jest.
30 grudnia, 2009 o 2:53
Żałosne. Jak można napisać taką „recenzję” nie czytając drugiego tomu trójmasztowca?
30 grudnia, 2009 o 3:19
izo, moim zdaniem popełniłaś pewne naduzycie interpretacyjne. nie uwzględniając tropu FBI. Ja uważam, że motyw „hoovera” w tym tekście jest kluczowy. wszak wiadomo, że Edgar Hoover, który swoją przygodę z wymiarem sprawiedliwości rozpoczął na początku lat dwudziestych jako pracownik Enemy Aliens Registration Section. Oficjalnie agencja ta tropiła element radykalnie nieamerykański, nieoficjalnie zaś zajmowała się badaniami nad kosmitami. gdybyś oglądała Transformers, wiedziałabyś, że to włąsnie za czasów Hoovera odnaleziono na Antarktydzie kość – czyli wszechiskrę – i to własnie Edgar Hoover (a nie – jak się uważa Herbert Hoover) kazał wybudować tzw. zaporę hoovera. Tysiące ton betonu i stali ma ukryć dziwne promieniowanie, które wydobywa się z kosmicznego artefaktu.
poeta łukaszewicz nie byłby poetą, gdyby nie posiadł nadludzkiej zdolności widzenia zdarzeń przeszłych i przyszłych. połączenie „telefunkenu” i „hoovera” – to przekaz poety łukaszewicza dla wszystkich ziemian. przekaz w treści prosty. zwróc uwagę na 10 ostatnich słów bifukracji. jak mozna odczytać zdanie: „jak gdyby wiedziała że to on jest winien tej zawiei”? ja widzę tylko jedna mozliwą interpretację tego fragmentu uwzględniającą oczywiście wątek hooverowski – otóż Jarek łukaszewicz zwiastuje kolejny, kosmiczny holokaust, który tym razem zgotują wszystkim obywatelom ziemi zieloni kosmici. nikt juz nie będzie zastanawiał się nad budową płatków uszu, rozstawieniem oczu, kształtem nosa. wszystkie róznice rasowe będą naoczne. trudno będzie pomylić człowieka z zielonym kosmitą. obcy będą mieli ułatwione zadanie – dlatego Łukaszewicz jako poeta pisze o „zawiei” – kosmici wywieją wszystkich.
ps.
sama zobacz:
http://www.youtube.com/watch?v=gfENxscqhAo
Łukaszewicz znalazł jakis sposób by wydostać się z więzienia na statku Obcych i powrócił na ziemię. Teraz stara się ostrzec ludzi przed obcą rasą. Pamiętasz tego pijaczka z Dnia Niepodległości, który wszystkim opowiadał, że został porwany przez UFO. Wszyscy z niego drwili. Do czasu. Potrzebna była inwazja obcych, by ludzie uwierzyli. Łukaszewicz także potrzebuje inwazji, by traktować poważnie jego przekaz.
30 grudnia, 2009 o 3:34
Oglądam sobie na stronie kserokopii fotki tej samej strony egzemplarza prawo- i lewoskrętnego. Niczym sie one nie róznią oprócz układu tekstu (wyrównanie albo do prawej, albo do lewej strony). Nie sądzę by przeczytanie „egzemplarza lewoskrętnego” zmieniło coś w mojej ocenie. Mam pewną teorię związaną z tą skrętnoscią trójmasztowca.
Uważam, że owa skrętnośc jest wynikiem błędu drukarskiego. ktos wydrukował 500 ezgemplarzy złamanych do prawej, a następnie – kiedy okazało się, ze to ewidentny bład – wydrukowano kolejnych 500 egzemplarzy, tym razem poprawnie złamanych. w związku z tym, że szkoda było milić źle wydrukowane egzemplarze trójmasztowca. bo wydane zostały na dobrym papierze, w twardej okładce. poza tym wykorzystano tyle kolorów CMYK w druku zdjęć, że naprawdę aż żal było to przerabiac na srajtaśmę. Znaleziono rozwiązanie. Jarek Łukaszewicz – jak na geniusza poetyckiego przystało – wymyślił genialne rozwiązanie. W trakcie obierania kartofli wykombinował, że mozna wyciąć pieczątkę z ziemniaka o tresci „egzemplarz prawoskrętny” „egzemplarz lewoskrętny” i robić stempelki na trójmasztowcu, by wyróznić te, które są dobrze wydrukowane a te, które źle.
Od tej pory nie ma juz pomyłki drukarskiej. Nie ma błędu w łamaniu. Mamy do czyniania ze świadomym zabiegiem artystycznym. Z eksperymentem na formie, który ma w sobie jakiś przekaz, który coś mówi. Tylko nie bardzo wiadomo co.
Wziąwszy pod uwagę to, że Jarek Łukaszewicz i jego trójmasztowiec w finale konkurował z takimi mistrzami produkcji kotleciarstwa literackiego, bez których żaden konkurs obyć się nie może, jak:
Anna Bielawska,
Bartosz Czarnotta,
Jarosław M. Gruzla,
Przemysław Janiszek,
Lila Kucfir,
Jarek Łukaszewicz,
Krystyna Myszkiewicz,
Tomasz Ossosiński,
Pepe Piasecki,
Krzysztof Pietrzak,
Jakub Przybyłowski,
Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz,
Małgorzata Zebra.
Zabieg z prawo- i lewoskrętnością okazał się być tym, co przesądziło o wyborze zwycięskiego zestawu (chociaż w uzasadnieniu nie ma słowa o skrętności – dziwne )
30 grudnia, 2009 o 3:52
Jarek łukaszewicz, trójmasztowiec
książki śnięte, odwrócone plecami. w kącie pomnik
trzech roczników perspektyw skłania głowę najlepszym
rocznikom alpagi. zabór mienia nastapi zgodnie
z kalendarzem. w okno biją skrzydłami dwa gołębie
którym zapisano ćwierć bochenka w porcjach
plecie ciepły jeszcze telewizor (wyłapane na talerz
skwierczą z dumą co tłuściejsze skwarki w towarzystwie
spikerek przeskakując z kanału na kanał zanim guzik
nacisnę, zanim o tym pomyślę)
zakurzona para butów na baczność czeka zrefowania
zasłon. z mysiej dziury mały łepek mnie taksuje, pi pi?
czy opłaca się wrócić na pokład?
Jak widzisz izo, także tytułowy tekst bogaty jest w znaczenia i liczne odniesienia kulturowe. Na przykład archetyp „małego łepka”, „mysiej dziury” i znamiennego „pi pi” – czyż istnieje taki człowiek na planecie ziemia, który przynajmniej nie usłyszałby raz w życiu o mickey mouse?
Ale wiesz co jest istotę tego tekstu? na czym polega misterium poezji, które się dzieje w tych 12. wersach?
Nie chce cię trzymać w niepewności ani też skazywać na błędne spekulacje – element sacrum zawiera się tu w niezwykle udanych przerzutniach. zwróc uwagę jak poczawszy od 8 wersu (guzik – nacisnę) zmienia się dynamika przerzucania. Zwróc uwagę na semantykę związana z „guzika naciskaniem”. Na myśl przychodzi Mariusz Max Kolonko, który trzymając dłoń nad czerwonym przyciskiem informował polskich telewidzów o tym, że w jednej chwili może unicestwić zycie na całym świecie.
Albo przerzutnia (w zasadzie jest to raczej rzut judo) „zrefowania – zasłon”. Ten świadomy zabieg poetycki ma skłonić nieobeznanego z nomenklaturą żeglarska czytelników, by poszperali w słownikach. a kiedy juz dowiedzą się co to znaczy refować, to muszą zastanawiać się w jaki sposób można zrefować parę butów. Czy nie jesteś pełna podziwu dla kunsztu poety? wybitny, nieprawda?
30 grudnia, 2009 o 4:30
skwarki ale tylko te bardziej tłuste, które mają pospolitą jeżeli chodzi o polską poezję przypadłość otóż skwierczą z dumą i tylko w towarzystwie spikerek.
Za to Łukaszewczowi nalezy się Nobel Literacki i Order Uśmiechu. Że tez nie wręczono mu tych wszystkich nagród za jednym zamachem w Świdnicy? Dziwię się.
30 grudnia, 2009 o 9:06
jury kocha szanty.
Łukaszewicz wilk morski przy okazji poeta.
30 grudnia, 2009 o 12:06
Marku, oho ho! i juz w mojej głowie powstała przed chwilą czwarta wersja. Tym razem antykryzysowa o innym Hooverze.
Edgar od FBI zbierał haki, manipulował, podglądał polityków. Pytanie poboczne: Czy Merlin Monroe była kosmitką?
W czwartej wersji gospodarz jest na usługach kosmitów, a kobieta jest men in black i przyszła sprzątnąć mężczyznę.
Dopisek: kobieta na pewno nie jest księdzem.
30 grudnia, 2009 o 12:35
„Trójmasztowiec” nic nie ma wspólnego z falowaniem hm.
Tylko buty czekają na zrefowanie, bo to są trzewiki złych sióstr Kopciuszka. Buty muszą się zmniejszyć, inaczej z zamążpójścia za królewicza nici.
Trójmasztowiec to monolog studenta na stancji, albo w akademiku. Dlatego są Perspektywy z rankingiem uczelni, jedzenie paskudztw, picie taniego wina i rozterki.
Niech student wreszcie zaliczy studia i pofaluje, nie tylko przesuwając zasłony.
Ten wiersz mnie rozczarował, ale ja kicham na niedolę studentów poza rodzinnym domem.
Triera napisała (zakładam, że triera to kobieta), że aby pisać o Trójmasztowcu trzeba znać drugi tomik Jarka Łukaszewicza. Ten drugi też został nagrodzony i dlatego jest taki ważny?
Mogę więc tylko zadawać pytania. I mam następne: czy w tomiku jest miłosny wiersz z Botswaną w tle?
Marku a co sądzisz o pisaniu wierszy aby w ten sposób uwolnić Tybet? Kilka lat temu pisałam na rynsztoku, że Tybet jest popularny, bo nie zagraża interesom Stanów, ani Rosji. Dlatego te dwa mocarstwa są takie troskliwe i pozwalają na pisanie petycji. Ale wara od Afganistanu, Czeczeni. To już co innego.
Maciek Froński i Krzysztof Stachnik na nieszufladzie myślą podobnie jak ja i dają temu wyraz. Odetchnęłam z ulgą. Okazuje się, że nie tylko ja zauważam obłudę. Jaki byłby wolny Tybet? taki jak poprzednio? okrutny i kastowy?
30 grudnia, 2009 o 13:54
izam trójmasztowiec wydany został w 2 tomach – tzw. prawoskrętny i lewoskrętny. ale jak już napisałem (a propos uwagi triery), że te egzemlarze różnią sie tylko sposobem złamania tekstu (sc. wyrównaniem). wiersze w tych dwóch tomach są te same. łukaszewicz może oczywiście powiedzieć, że owszem – teksty może i są takie same, ale obrazki są różne. może tego nie widać na pierwszy rzut oka ale Anetta Dynia zadbała o to, by różniły się one nasyceniem, kontrastem itp. a jak pewnie wiesz izo, nasycenie, jasność i kontrast są środkami wyrazu w sztuce. tak czy siak alibi jest.
tybet – tybet i jego obrona jest modny jak piesek cziłała, który pasuje do butów i torebki od Witchen.
wiesz iza, ja zanm wielu ludzi, którzy protestuja przeciwko całemu złu we wszechświecie. wierzą w swoje hasła i ludzie im wierzą. ale kiedy zaczyna się dziać obok nich zło jednostkowe, wówczas kłada po sobie uszy, zaczynają się jąkać, wycofują, usmiechają się, przepraszają itp.
30 grudnia, 2009 o 15:31
trochę jestem zdechły, wróciłem dopiero z Żaru, polatałem, więc może jutro lub pojutrze szerzej.
dziś: bifurkacja to tekst o złamaniu symetrii parzystości w biologii i oddziaływaniach słabych. czyli o początku życia. dlatego ten utwór rozpoczyna tomik, zaraz potem sięgamy po „sen” – bożą rękę. i tak się ta podróż po falach układa.”hoover” to najprawdopodobniej ślad po dynamice nosego-hoovera i idei, nazwijmy zajawkowo: termostatu. czyli wzmianka o warunkach łamania symetrii – skutkujących Życiem.
31 grudnia, 2009 o 1:51
przemek, obawiam się, że nie tylko Maliszewski zdziwiłby się czytając twój komentarz, ale sam autor byłby zaskoczony, że taki mu mądry tekst się udał. Prawie jak Radczyńskiej o kometach i prędkościach kosmicznych
31 grudnia, 2009 o 2:39
Marku, przez kilka lat dyskutowałem z Jarkiem o wierszach na bar.art.pl. O jego wierszach, moich, Justyny, innych. I wiem, że Jarek miał tę myśl, którą zajawiłem dopiero, i że ta myśl jest dalej nawet idąca – Jarek jest z wykształcenia matematykiem i ma dużą wiedzę fizykalną. O czym wielokrotnie przekonywałem się w trakcie dyskusji (choćby przy okazji mojego tekstu „fe, jaki brzydki hamiltonian”, który również dotyczy procesów nieodwracalnych).
Forma książki Jarka – lewo-, prawoskrętność, układ wierszy, otwarcie,wreszcie tytuł – wskazuje na podróż, podróż bez własnego napędu, wyłącznie w ośrodku (wiatr) i w odniesieniu do niego. To, ile można z takiej podróży wyciągnąć, zależy od podróżującego. Jestem pewien, znając pisanie Jarka, że nie ma w tym nic z przypadku. Porównanie z Justyną Radczyńską ma, oczywiście, efekt humorystyczny, ale bogiem a prawdą, trudno porównywać zgliwiałe czółno ze ścigaczem.
Tymczasem, spójrz na osoby dwóch pierwszych wierszy, zwłaszcza na osobę płci żeńskiej.
31 grudnia, 2009 o 2:42
skrętność dotyczy symetrii i drugiej strony lustra
31 grudnia, 2009 o 3:01
przemek, kiedy udowodniłem czarno na białym, że Radczyńska ma problemy z liczeniem, Dehnel napisał coś takiego: „Justynka nie może mieć problemów z liczeniem, ponieważ napisała pracę magisterską z fizyki”
kiedyś pisałeś, że wiersze Justyny Bargielskiej są inne niż ja to przedstawiam. Także (jak w tym przypadku) odwołałeś się do barowej przeszłości.
Ja nie mam tych dyskusji za sobą, które prowadziliście na barze. Arnolfiniego spotkałem jako Ilionowski w maju 2007 (o ile dobrze sobie przypominam) na rynsztok.pl – i już wówczas kpiłem z tego podmiotu lirycznego.
Wierzę ci, że dyskusja z Jarkiem Łukaszewiczem, z Justyną Bargielską na temat ich tekstów może być pasjonująca, że może zmieniać optykę. Jednak ja nigdy nie doświadczyłem na własnej skórze (korze mózgowej?) uroków takiego sporu, w którym z odkurzacza „hoovera” robi sie statek kosmiczny.
Uważam, że wiersze Łukaszewicza – z perspektywy czytelnika, który nigdy wczesniej nie dyskutował z Łukaszewiczem – są płaskie jak lico cegły klinkierowej produkowanej przez koncern Wienerberger. Wartość estetycza tych tekstów nawet po dodaniu do tego obrazków jest żadna. Ja nie widzę żadnego sensu w słowach:
„słuchaj stary, strasznie ją kochałem”
zapachniało Cybulskim i szybka wódką
się zgadzam, nieśmiało liczę
na survival of clasicism, ale niech tam
reserved sentimental. też trochę tęsknię
…..
[kwartet flecistów]
Znam takie techniki interpretacji tekstów, w których z kilku znaków tworzy się antropologie, kosmologie itp. – ale sa to techniki z dziedziny archeologii. wyobrażam sobie świetną rozmowę na temat jakiegoś skrawka tekstu – nowoodkrytego fragmentu heraklita, kilku słów jak np. „w życiu trzeba być”.
wiesz ile można z tego wyłuskać?
wracając do Łukaszewicza.
łukaszewicz jako poeta musi pogodzić się z tym, że nie jest Heraklitem. Zrozumieć musi także to, że bar i dyskusje barowe to przeszłość, w której nie uczestniczyło zbyt wiele osób. Dlatego jego wiersze będą odczytywane bez tego barowego „uprzedzenia” teoretyczno-interpretacyjnego.
A bez tego wiersze łukaszewicza są gołe jak fragment: „nie można wejśc dwa razy do tej samej rzeki” pozbawiony historii filozofii.
ps.
porównaj ten cytat z Łukaszewicza o flecistach z tekstem np. z ostatnim tekstem Benedykta Dumma, opublikowanym na twoim portalu.
Z fragmentem:
całe to zmaganie się ze słowem i opisem jest tylko drzemką.
gdybym teraz zasadzał się, spał w chłodzie, jadł po kryjomu,
żywcem wyjmował płuca z jeńca, bez słów, opisu, nie byłbym
szczęśliwszy, ale granica szczęścia byłaby jednoznaczna. dziecko
poznaje zło i kłamstwo przez klocek, konia zaprzężonego
do furmanki – nie występują samodzielnie, kłamie się mamę,
złym się jest dla syna sąsiadów i jest dobrze, kiedy się nie wyda,
że sprałeś go na kwaśne jabłko. każde dzieciństwo na nowo
[Szósty Protokół]
czy widzisz jaka przepaść dzieli te fragemtny? tekst Dumma nie ptrzebuje interpretacji paleograficznych uwzględniających historię liternetu. Gdyby w Trójmasztowcu był jeden taki tekst, to nie potrzeboowałby on wiatru ani żagli ani wody, by przemierzac kosmiczne oceany
31 grudnia, 2009 o 3:20
Przemku czyli wiersz „bifurkacja”, gdy odczytuje się go przez pryzmat dynamiki Hoovera, ma i ślady pozytywne? Dlatego życie napisałeś z wielkiej litery.
I moje doszukiwanie się wszędzie przegranego, zniszczonego życia po Shoah, jest w tym wypadku nieuprawione. Nawet takie życie dla poety może mieć wartość. I polityka wcale nie jest tak istotna w tym wierszu.
I to następny dowód na to, że Aleksander Wat miał rację, gdy pisał, że jeden wiersz autora wyciągnięty to zbyt mało aby móc o nim rozmawiać
Ale dlaczego w takim razie Jarek Łukaszewicz zamieścił na ostatniej stronie tak mylące wpisy Maliszewskiego, Wolny-Hamkało, Matuszkiewicza? takie „pochwalne teksty” odstręczają”, bo dają wrażenie, że ich autorzy napisali recenzje bez przeczytania tomiku. Napisali aby coś napisać i wykorzystali swoje szablony pochwalne na ostatnią stronę.
31 grudnia, 2009 o 3:28
Marku, Przemek wie, to o czym my nie mamy pojęcia gdy czytamy wiersze Jarka Łukaszewicza.
Ale czy bez tego wtajemniczenia, wcześniejszych rozmów, poezja może być aż tak mylnie interpretowana?
Wtedy okazałoby się, że bez wstępu odautorskiego wyjaśniającego co poeta miał na myśli, nie powinno się czytać Trójmasztowca?
Czy na pierwszej tytułowej stronie tomiku jest wpis, że są to wiersze dla matematyków?
31 grudnia, 2009 o 3:52
różne interpretacje tych samych tekstów to nie wada, ale zaleta.
ja Łukaszewicza tekstów nie potrafię interpretaowac. nie widzę tu możliwości taakich interpretacji, o których pisze przemek.
łukaszewicza wiersze nie są wierszami dla matematyków. to raczej wiersze tylko dla łukaszewicza.
kiedyś (oprócz swojego egzystencjalizmu matematycznego) przeczytałem jeden bardzo dobry tekst „matematyczny”. był to wiersz Holsztyńskiego. Przepisałem go sobie nawet:
Śmierć Matematykę pod ramię prowadzi
a wolną dłonią mnie po głowie gładzi
ta para w mojej wyobraźni gości
podążam za nią do nieskończoności
w trójmasztowcu łukaszewicza próżno szukać takich pereł
31 grudnia, 2009 o 3:53
I nie dziwi mnie wpis „po morzu burza hula”, bo ja także po tytule doszukiwałabym się w środku tomiku żywiołów i morza wprost z Lorda Jima.
31 grudnia, 2009 o 4:01
uważam, że łukaszewicz w swojej poetyce podąża dawno zapomniana drogą wytyczona przez ponowoczesność. Brnie w czytelną niezrozumiałość zakłądając, że im bardziej niezrozumiały będzie tekst – tym będzie lepszy jakościowo. że nagle po tym, jak ukaże się kolejne dzieło drukiem zza krzaka wyskoczy jakaś ponowoczesna multiplikacja Maliszewskiego, Wolny-Hamkało, Winiarskiego i że nagle wszyscy zaczną interpretować Łukaszewicza. Że Piotr Kraśko ogłosi, że zamiast Narodowego Dyktanda odbędzie się wielki konkurs interpretacyjny po tytułem: „Cała Polska Odgaduje Zamysł Poety”.
Zwróć uwagę na tekst Holsztyńskiego – czy nie jest on w zapisie banalny? ten oklepany rym, brak mądrych słów, galimatiasów i wygibasów. Czy trudno go zrozumieć? Ale zwróć uwagę, że im łatwiejszy w odbiorze jest taki tekst, tym trudniejszy w interpretacajch. To tak jak aksjomat: „A = A” – niby wszystko jasne ale wystarczy chwila namysłu i juz wszystko nie jest takie proste.
U łukaszewicza jest odwrotnie. Wszystko jest skomplikowane, nawet te laurki recenzentów (które jak słusznie uważasz – raczej szkodza w odbiorze tekstów). A po tą komplikacją jest pustynia, ani jednego kwiatka, kropelki wody, ani jednego śladu życia.
31 grudnia, 2009 o 4:19
Marku a może dla Łukaszewicza wzorem jest inny pisarz, poeta i matematyk Lewis Caroll? Napisał dwa tomy Alicji z lustrami i w drugiej części zamieścił wiersz „Jabberwocky”.
Znam kilkanaście róznych tłumaczeń na język polski tego wiersza. To dopiero trudny wiersz do przetłumaczenia, a jakie daje pole popisu w swobodnej zabawie dźwiękami!
W filmie Jabberwocky pożera szaleńca i pomimo tego ja się śmieję.
A poważnie, matematyka jest poezją, dlatego nie potrzebuje zakrętasów metaforycznych.
Nie zapominaj, że Włodzimierz Holsztyński ma znacznie więcej lat niż Jarek Łukaszewicz. Niewiadomo więc czy nie pisał „ciemnych” utworów w młodości.
Łukaszewicz za dwadzieścia lat także może zdecydować się na ascetyczny matematyczny przekaz.
31 grudnia, 2009 o 4:46
nie wiem ile lat ma Łukaszewicz, ale nie sądzę by wiek był jakimś alibi dla tekstów.
przekleiłem poniżej listę ścisłej czołówki w świdnickim konkursie. kilka nazwisk pewnie i ty znasz z nieszuflady i rynsztok.pl, i na tej podstawie możesz sobie wyrobić pogląd na temat rangi tego konkursu, którego laureatem jest poeta Jarosław Łukaszewicz.
Wiesz jaki to triumf, jakie zwycięstwo pokonać literackich stachanowców: Krystynę Myszkiewicz, Janiszka, Przybyłowskiego itp?
iza, tu nie chodzi o trójmasztowca, ale o jednogłośne zwycięstwo Łukaszewicza w tym jakże prestiżowym i jakże ogólnopolskim konkursie. Takie trofeum, które będzie do końca życia zdobiło literacki lejbenslauf Łukaszewicza jest nagrodą samą w sobie. Nie można pomijać tego wątku w interpretacji trójmasztowca
31 grudnia, 2009 o 6:58
nie rozumiem, dlaczego jarek zdecydował się na udział w tym konkursie. nie rozumiem również dlaczego umieścił fragmenty recenzji na okładce, recenzji świadczących dobitnie o nieodczytaniu wierszy jarka.
rozmowy barowe przywołuję dlatego, żeby pokazać jarkowe inklinacje do fizyki, do pojmowania świata, nie po to, żeby ożywiać zagasłe duchy.
kiedy czytam jego bifurkację to wiem, że:
– cudzysłów, w który ujęte zostało słowo „hoover” jest nieprzypadkowy. nie znam jeszcze funkcji tego wyróżnienia, więc mnie to zastanawia
– zastanawia mnie także Ona, która mówi, prawdopodobnie Ona Bóg do Człowieka Tu; w kolejnym wierszu o nieprzypadkowym tytule sen Ona mówi już w pierwszej osobie – czy człowiekowi śni się Bóg?
– zastanawia mnie zamknięcie wiersza słowem „zawieja”; jeśli mamy do czynienia z dającym Życie termostatem -> homeostatem, to dlaczego wprowadzana jest kategoria winy urządzenia-odkurzacza? czy z takiego wprowadzenia wynika boska i ludzka niewinność?
no i jeszcze kilka elementów tego wiersza mnie zastanawia. i to fizykalnie, bo choć jestem fizykalnym laikiem, to ciekawski jestem jak sroka złodziejka, kiedy idzie o zabawkę „jak działa świat” ;)
o, wracając do spraw zastanawiających, to ciekaw jestem, w którym momencie wiersza ukaże się po raz drugi lustro, w którym nie widać wampira? precyzując: na obrazie z Arnolfinim jest lustro, w którym zachowana jest symetria prawo-, lewo. Ale może straszy w nim wampir neutrina, które jak wiadomo, ma tylko jedną skrętność? Dlaczego tak się dzieje?
jest trochę w tym prawdy, że łukaszewicz pisze głównie dla siebie i sam jest swoim najlepszym czytelnikiem. co nie zmienia faktu, że jeśli czyta się jego wiersze bez pośpiechu i trochę się im zaufa – np. uwierzy, że naprawdę rzadko zawierają elementy przypadkowe – to można sobie zafundować ciekawą przygodę intelektualną. co w zimie ma sens ;)
ja poszukuję w wierszach czegoś innego niż poznanie świata, mnie bardziej interesuje poznanie człowieka. to są nie tylko różne strategie tworzenia, ale przede wszystkim życia. spróbujmy jednak chwilę pobawić się w załogę tego stateczku, naprawdę sądzę, że może nam to dostarczyć trochę frajdy
3 stycznia, 2010 o 7:45
a ja rozumiem dlaczego Łukaszewicz wysłał swoją ksiazkę na ten konkurs dla kotleciarzy. Wyobraź sobie taka oto sytuację: jesteś wydawcą, wydajesz bardzo dobre tomiki (Pasewicza), wszyscy wiedzą, że wydajesz rzeczy bardzo dobre – ale mimo to o tobie i o twoich wydaniach jest cicho. źle. może nie jest cicho ale nie jest tak głośno jak o tej sieczce literackiej produkowanej masowo przez np. Biuro Literackie.
Ale to jeszcze nic.
Wyobraź sobie, że nie tylko jestes wydawcą ale na dodatek czujesz, że jestes poetą. wydałes tyle fajnych ksiązek innych ludzi ale chciałbys wydać siebie – swoje dzieła. Wiesz, że musisz przejść przez ten sam most, przez który wszyscy przechodzą, by dotrzeć do jakiejś medialnej sławy literackiej. musisz się grzecznie ustawić w kolejce konkursowej, musisz odbębnić swoje biereziny, świdnice, tyskie zimy poetyckie – bez tego ni chuja, poety z ciebie nie będzie.
Łukaszewicz napisał to co napisał, dołączył do tego fotki z wycieczki do Izraela i założe się, że kiedy odbębni wszystkie konkursy, które musi odbębnić by odebrac swój paszport polityki albo nike, i kiedy Torbicka zapyta go o sens tych fotek w Trójmasztowcu, to Łukaszewicz odpowie, że to jego poetycki udział w konflikcie izraelsko-palestyńskim. natychmiast odnajdzie w swoim drzewie genealogicznym jkiegoś praszczura, który laską przeganiał łobuzów prześladujących małe dziewczynki z rodzin żydowskich. opowie jak to w jego rodzinie protestowano przeciwko nierównościom społecznym, przeciwko segregacji rasowej, jak gorąco zwalczano antysemityzm. Opowie o tym, jak to jego babcia gołymi dłońmi wykopała zima w lesie ziemianke, w której ukrywała 10.000 żydowskich rodzin.
Łukaszewicz napisze wszytsko co trzeba, wymyśli też wszystko, by sprzedać kolejne tomiczki w przekłądzie na hebrajski. Na koniec dostanie order sprawiedliwego wśród narodów.
4 stycznia, 2010 o 8:30
Czterdziestu chłopa na umrzyka skrzyni! Łukaszewicz pokazał szczurom lądowym, że zdoła prześcignąć Myszkiewicz ;)
4 stycznia, 2010 o 11:38
zaciekawiła mnie ta dyskusja do tego stopnia, że gotów jestem przeczytać ów „Trójmasztowiec” razem z załączonymi peanami na jego temat.
Istnieje jednak pewna przeszkoda… Nie to, żebym grosza żałował, ale z tego, co widzę, trudno mi tam będzie cokolwiek pojąć. Nie nie, to nie efekt niskiej samooceny! To raczej trzeźwy, racjonalny ogląd sytuacji. Skoro sam Przemek Łośko ze swoim poetyckim obcykaniem potrzebował barowej korepetycji to gdzie mi tam, prostemu trollowi w gwiazdy sięgać!
Za Holsztyńskim nie przepadam, ale cytat przytoczony przez Marka też mi się – mimo jego gramatycznych rymów – podoba. Jest extra!