Dżak wracał do domu z nagrania z uczuciem niedosytu i pewną pretensją do Dymka Dym Dymańskiego, pomysłodawcy, scenarzysty i reżysera Łasskotek z gwiazdami. Odnosił wrażenie, że został potraktowany niesprawiedliwie. Myślał: Tylko dwadzieścia jeden zdań w pięciu odcinkach? To po co ja zabierałem ten stukartkowy zeszyt? Swoje kwestie w Łasskotkach mógłbym zapisać na dłoni. Po chuj mi te sto kartek? Myślałem, że sobie pogadam. A tu zamiast tego miałem wyjaśnić zasady poprawnej wymowy słowa dadizm i turpizm. Przecież każdy debil wie, jak to się wymawia. Tu nie można niczego spartolić. To nie rzeczownik pedagogika, w którym niedouczone głupki mylą akcenty. Tu mógłbym poszaleć, popisać się. Byłbym chociaż na chwilę samym Miodkiem. Ale nie, ten jełop uparł się na dadaizm i turpizm i tak miało być. I na dodatek ten wieczny uśmieszek do kamery, aż mi szkliwo na zębach wysychało. Ja pierdolę klął w myślach – Ale te lampy w studio grzeją. Spociłem się jak wieprz. Żadnej przerwy. Nic. A jak chciałem się wody napić z tej szklanki co to na stoliku stała, to jakiś matoł zza kamery darł się: Cięcie i opierdalał mnie, żebym nie ruszał szklanki, bo zostawię na niej odcisk wysztyftowanych pomadką ust. Czy ja się prosiłem o szminkowanie? A jak będę miał zmarszczki mimiczne od tego wielogodzinnego, betonowego uśmiechu, to ich pozwę do sądu. Niech mi telewizja zrefunduje korektę plastyczną w szwajcarskiej klinice. A co!.
Bił się tak z myślami niemalże całą drogę powrotną. Może i nie byłby tak rozgoryczony, gdyby nie to, że taki ciamajdowaty Chmiel miał zaplanowaną bardziej ambitną rolę w Łasskotkach z gwiazdami. Kiedy Dymański wygłupiając się udawał makaka, a on stał nieruchomo szczerząc zęby w uśmiechu, Chmiel ślamazarnie przechadzał się to tu, to tam, ziewał i rzucał jakby od niechcenia: Taaaaa. Na koniec każdego odcinka mówił: I to by było na tyle. Taką role mógłby mieć. To by go zadowoliło, przynajmniej na początku. Wyobrażał sobie ile to treści niewerbalnych mógłby przekazać telewidzom dzięki swojej mowie ciała. To byłoby szerokie pole do popisu. I na pewno nie zmarnowałby tej szansy, tak jak to zrobił Chmiel, i wybiłby się medialnie. Zaistniałby dzięki miarowemu krokowi defiladowemu, dzięki pelerynie zwinnie odrzucanej na bok przy byle okazji, dzięki gestom wypielęgnowanych dłoni. Po takiej prezentacji promila swego talentu musiałby ktoś go dostrzec, na przykład jakiś łowca gwiazd. I ani by się obejrzał, a znalazłby się na szczycie piramidy pokarmowej samego Holiłud, gdzie jedyną konkurencją byłby dla niego jego imiennik Dżak Nikolson. Ale i tego pewnie szybko by pokonał. To dziadek, a on jest przecież młody i tyle ma do przekazania światu, że gdyby ten chciał go wysłuchać do końca, to eksplodowałby, stając się kolejną supernową galaktyki drogi mlecznej.
W tych wszystkich gorzkich myślach pojawiały się w świadomości Dżaka przebłyski optymizmu. Próbował się pocieszać: Pal licho te dwadzieścia jeden zdań! To i tak zawsze o cztery więcej niż te, które Szfarceneger powiedział w Terminatorze jedynce. Tak mało się nagadał a mimo to stał się sławny. I później kiedy miał wyjść na plan filmowy, czy gdziekolwiek przed kamerę, to ruszał tylko wówczas dupę z domu, gdy na jego koncie pojawiła się okrągła sumka dwudziestu milionów dolarów. Na pewno telewidzowie mnie docenią. Na bank ktoś dostrzeże potęgę ekspresji mojej mimiki w Łasskotkach, z którą równać się może tylko kwadratowa twarz Arnolda z Terminatora. Włożyłem w ten uśmiech tyle uczucia! Dałem z siebie wszystko!.
W czasie tej introwertycznej kołataniny ani się spostrzegł, a znalazł się z powrotem w rodzinnym mieście. Dancyś powitał go tą samą atmosferą. I jakby na chwilę zapomniał o swym rozczarowaniu zmieszanym z optymizmem. Udał się prosto do mieszkania. Chciał jak najszybciej włączyć komputer i sprawdzić, czy jego poetycki portal internetowy rozwija się. Czy zarejestrowali się jacyś znani poeci, bo tylko ze znanymi chciał dyskutować, a nie z jakimiś nowicjuszami. Ci go nie interesowali. Dżak chciał także sprawdzić stan konta, które miał założone w banku internetowym. Pragnął upewnić się, czy TVP przelała należną sumkę za jego rolę w Łasskotkach z gwiazdami. A nie była ona mała. To całe pięćdziesiąt tysięcy nowych złotych polskich. Może nie tyle, co Tomek Cammel trzepie za jeden odcinek Randki w polu, ale zawsze coś. Na początek to i tak dużo, zwłaszcza, że Dżak planował kupić sobie mieszkanie w Warszawie, by zacząć wreszcie oddychać powietrzem stolicy kraju, w którym żył. Chciał być prawdziwym światowcem. Dancyś od jakiegoś czasu, mimo swej unikatowej atmosfery, dusił go. Był dla niego ciut za mały.
Należy wiedzieć także, że oprócz odpowiedniego wynagrodzenia, Dżak wynegocjował z realizatorami Łasskotek, że w ramach honorarium, w czasie reklamowym tegoż tok-szoł, pojawi się zajawka www.nieszuflujtakdżak.pl. Liczył, że to zwabi kolejnych userów, wśród których znajdzie się jakaś gwiazda. No, może nie tego formatu co on, bo obecnie w dziedzinie poezji czy literatury nikt nie mógł się z nim równać, ale choćby jakiś profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego, literaturoznawca, z którym mógłby podyskutować o istocie przecinka przed że.
Po wejściu do mieszkania natychmiast włączył komputer. Sprawdził konto.
– Jest mruknął zadowolony.
Następnie wklepał w przeglądarce adres swojego portalu i zaczął przewijać główną stronę informacyjną.
– Ha! Adamski spisał się! Jest niezawodny! powiedział głośno, gdy ujrzał duży, czerwony napis: Dżak Menel laureatem nagrody konkursu im. Kościotrupków. Jeszcze tak kilka minut podziwiał owe czerwone litery na białym tle, by następnie przejść do działu WIERSZE. Czyta pierwszy, czyta drugi, czyta trzeci i czwarty. Przy piątym już mu się odechciewa. Myśli sobie: Skąd w ludziach tyle buntu? Pogardy dla staropolskich wartości, nie wspominając o wartościach chrześcijańskich? Tego się nie da czytać!. Nie chciał jednak pozostawiać przeczytanych tekstów bez swojego komentarza. W końcu, w statystykach jako user o nicku Dżak Menel miał na koncie trzy tysiące sześćset dwadzieścia osiem napisanych komentarzy. Ciągle wszystkich w tym zakresie deklasował o jakiś tysiączek. Tak miało pozostać, miał być pierwszy w każdej dziedzinie. Nie chciał się jednak zmuszać do jakiejkolwiek produkcji intelektualnej. Postanowił zastosować wypróbowaną i wielokrotnie stosowaną metodę. Otworzył dokument WORD, w którym miał napisane wzory komentarzy w stylu: ad kosz, grafomania, dno, tak się nie bawią starszaki, dziecinne. Następnie metodą wytnij-wklej skomentował dwadzieścia pierwszych wierszy. Warto zauważyc, że skojarzenie tekstu z komentarzem było tu kwestią przypadku. Bardziej przewidywalne jest typowanie liczb w lotku, aniżeli rozrzut komentarzy Dżaka Menela. Ale tym sposobem, niczym jedynowładca mianował nowych genrałów poezji, których wiersze przypominały rymowanki typu:
Kochaj mnie
kochaj mnie
kochaj mnie
bo umrę
Ale degradował także prawdziwych poetów. Najlepsze w tym wszystkim było to, że mało kto ośmielał się protestować. Większość z pokorą przyjmowała lakoniczne komentarze, traktując je z takim namaszczeniem jak onegdaj Hellenowie proroctwa wyroczni w Delfach. W końcu ich autorem nie był byle kto, ale sam Dżak Menel, spadkobierca Miłosza i laureat konkursu im. Kościotrupków. Od czasu do czasu pojawiali się buntownicy, których nie onieśmielała aura sławy Dżaka. Oni byli największym utrapieniem portalu. Często wytykali Menelowi braki intelektualne i warsztatowe. Naigrywali się z błędów logicznych jego wypowiedzi i wciągali go z premedytacją w różne dyskusje. Dżak oczywiście dawał się wciągać. Przecież miał na portalu robić za omnibusa. Jednak nijak nie potrafił mierzyć się w dynamicznym dyskursie ze specjalistami danego tematu. Pamiętnym zdarzeniem było pojawienie się na portalu usera o nicku Mechanik, który sprowokował Dżaka do dyskusji o tak zwanym cyklu Carnota. Zamiast przyznać, że się nie zna, że nie ma pojęcia o maszynach a tym bardziej o silnikach doskonałych, zaczął polemizować. Mechanik był bezlitosny. Argumentował zmiennymi fizycznymi i wzorami. Dżak doskonale wiedział, że ta polemika jest obserwowana przez innych userów, nie chciał więc wyjść na kogoś, kto nie zna się na fizyce. Przecież on znał się na wszystkim, miał w posiadaniu najskrytsze sekrety kosmosu, nie wspominając o tak nieistotnych z jego punktu widzenia naukach szczegółowych, jaką była między innymi fizyka. Posilał się zatem mądrościami rodem z google. Mechanik był bardzo przebiegły. Błyskawicznie zorientował się, że jego interlokutor nie potrafi napisać ani jednego postu dynamicznie. Zaczął zatem kpić i wypisywać: Szanowny Pan Poeta Koronny Dżak Google Menel. Dżak zorientował się, że został zdekonspirowany i miał świadomość, że wiedzieli o tym inni userzy. Odpowiedział więc: To nie jest żadne google, tylko zasoby wiedzy z internetu. Mechanik kiedy to przeczytał, zakpił jeszcze bardziej cynicznie i złośliwie. Odpisał: To wielce szanowny Panie Poeto Koronny Dżaku google Menelu, niech pan będzie tak łaskaw i wpisz w swoje google słowo wogule. Zobaczy pan ile rekordów się wyświetli. To słowo pojawia się tych pańskich zasobach wiedzy przynajmniej tysiąc razy, a pan i ja wiemy, że takie słowo nie istnieje. Zatem do kitu z takimi zasobami wiedzy internetowej. Po tym wpisie Dżak natychmiast wykonał telefon do Adamskiego. Ten wiedział, w czym rzecz. Niezwłocznie zablokował konto użytkownika o nicku Mechanik.
Z czasem blokowano wszystkich, którzy ośmielili się podnieść pióro na Dżaka. Wymyślono dla takich osób przezwisko: Troll. Trollem nazywano każdego, kto miał inne zdanie niż szef-Menel lub szef-Adamski. Kasowano takim konta bezlitośnie, usuwano ich wpisy i wiersze nie podając żadnego wyjaśnienia. Bo niby jak to uzasadnić? Że śmieją się z Dżaka? A przecież nie wolno się śmiać, to taka niepisana zasad portalu nieszuflujtakdżak.pl.
Ale do rzeczy. Kiedy Dżak skończył z komentarzami zadowolony z siebie mruknął pod nosem:
– Gotowe. Teraz jeszcze FORUM po czym kliknął na odpowiednią ikonkę.
– Tak, recenzje Winniczka. Zawsze takie same, nudne i długie. Nie chce mi się tego czytać powiedział do siebie i przegląda dalej. I nagle pewien wątek zwrócił jego uwagę. Znowu coś o mnie? pomyślał z niepokojem, gdy przeczytał: Rewelacyjna książka o Menelu. Musisz ją przeczytać!. Dżak kliknął na wątek. Rozpoczął lekturę. Od zdania do zdania i kolejny akapit. Wpadł w panikę.