..
Informacja o kimś, o czymś wydaje się w XXI wieku łatwo osiągalna. Wystarczy umiejętnie poszperać w zasobach internetu i juz pojawia się zarys. Czasami zarys jest iluzją, specjalnie przygotowaną papką wylansowaną celowo przez kogoś, ale ślad został znaleziony. Od nas zależy co zrobimy dalej z informacją, czy wystarczy nam wiedza googlarska, czy zadamy sobie trud przenanalizowania danych, skonfrontowania z innymi materiałami. Czy będzie przyświecać nam postawa niewiernego Tomasza? Funkcjonujemy w świecie, w którym anonimowość to iluzja. Nie można w pełni ukryć się. Zawsze pozostawiamy ślady, które można wykorzystać w różnym celu.
Czesław Bielecki pisze: ” koszmar, w którym system totalitarny zatruł nam życie, jest dzisiaj wszechobecną technologiczną możliwością odtworzenia naszych śladów: rozmów telefonicznych, zapachów, kodu genetycznego, wreszcie położenia w przestrzeni. Stoimy przed wyraźnym wyborem. Albo godzimy się na potencjalnie wszechobecną kontrolę nad informacją, aby ocalić naszą wolność, albo oddajemy stworzone w imię tej wolności środki w ręce wrogów. Rzecz w tym, że z początkiem XXI wieku definicja zwyczajnej wolności – z nieograniczonym prawem do prywatności, póki nie narusza praw innych – przestała być realna. Skazani jesteśmy na przejrzystość, na gotowość odkrywania się w każdej chwili. Społecznie stawia to każdego obywatela i każdą władzę w sytuacji obnażonego podglądacza. Im większy dostęp do informacji i większa swoboda komunikacji, tym zwiększa się kontrola nad nimi. W czasach powszechnie głoszonej transparencji nabiera to nowego znaczenia. Informacje, które zapisujemy, mogą trafić w każdej chwili na rozprawę sądową. Dlatego notując coś, stawiaj datę i określaj miejsce (lub właśnie wprost przeciwnie). Patrz co piszesz, nie mówiąc juz o tym co podpisujesz. W czasach billingów i telefonii komórkowej wszędzie zostawiasz odciski swojego życia. Także dowód praw autorskich do niego. Spisane będą czyny i rozmowy – ostrzegał poeta. I są spisywane nawet, gdy o tym nie wiemy i nie wyrażamy na to zgody.”
Nasze e-maile są dowodami w sądzie, nasze komputery mogą być skontrolowane, firmy telefonii komórkowej mają obowiązek przechowywać nasze billingi, a w razie potrzeby muszą na żądanie odtworzyć nasze esemsy, banki o każdej naszej większej transakcji powiadamiają odpowiedni urząd, dwanaście służb specjalnych może o każdej porze dnia i nocy wejść do naszego domu, możemy zostać aresztowani na 48 godzin bez konkretnego powodu itd, itd.
I co się okazuje? Ten stan rzeczy jest akceptowany i co najgorsze chętnie wykorzystywany w codziennym życiu. Cenzura triumfalnie wróciła ubrana w szaty demokracji informatycznej. Szkoda, że już nie wyzwa sie przeciwnika na ubitą ziemię, a kąsa się zębami innych. Oczywiście, że bezpieczniej jest stać z boku i czekać na rozwój wypadków, aby zdecydować, czy to się opłaca i w razie czego obrócić w żart swoje zachowanie udając, że się nic nie stało. Według mnie jedyną bronią jaką ma obecnie jednostka to wolność wewnętrzna i przejrzystość, czyli świat wartości. Bezideowcy zginą zaczipowani przez system od góry do dołu. Na koniec uderzę w wysokie tony i zacytuję zdanie Antoniego Słonimskiego : „ Jeśli nie wiesz jak należy się w jakiejś sytuacji zachować, na wszelki wypadek zachowuj się przyzwoicie.”
30 listopada, 2009 o 14:36
:)))
Twój powrót Marku, zwolnił mnie właśnie z trudu, jakiego chciałem się podjąć, mianowicie, aby napisać filozoficzny esej pod roboczym tytułem „Zasada ablativus absolutus a Internet. O losach historimoichniedoli. O moderacji. I w ogóle”. Roboczy tytuł, bo trochę jednak za długi :)
Miło, że wróciłeś, ale jednak cień, że jakaś urażona małostkowość, i małość, może obrócić wniwecz nawet artystyczne realizacje, pozostaje.
Pozdr :)))
30 listopada, 2009 o 15:39
iza, a może jest inaczej. może twoja jednostkowa odpowiedzialnośc za przewinienia jest mitem. a prawda o człowieku zawarta jest w opowieści o grzechu pierworodnym. może jest tak, że człowiek istnieje kolektywnie. kolektywnie się obraża, kolektywnie się kocha, kolektywnie nienawidzi. ów kolektywizm odziedziczony został w spadku po grzechu pierworodnym, który też ma byc wspólny wszystkim.
patrz, jestem pewien, że wszyscy autorzy, literacki, poeci których teksty opisane zostały na tej stronie są kolektywnie obrażeni. (no może z małymi wyjątkami).
30 listopada, 2009 o 16:23
Roman, ja już od rana szoruję pięty i wykonuję manicure, aby dobrze wypaść w następnej odsłonie z Markiem w roli głównej, tym razem na blogu Ewy, a jeszcze Ty zamierzałeś pisać o historimoichniedoli.
Ach rozmarzyłam się i wyobraziłam sobie, że jestem jedną z bohaterek „Sumy teologicznej”, a Ty zastanawiasz się czy moje włosy i paznokcie zmartwychwstaną razem ze mną.
30 listopada, 2009 o 16:38
Marku poeci obrazili się przez pączkowanie, bo to należy do dobrego tonu?
Autorzy, o których piszesz cenią bezpieczeństwo grupowe, a ich ideą jest stare hasło niedołęgów: „jakoś to będzie”.
O niedołęgach i czym kończy się brak idei, w bardzo ostrych słowach pisał Stefan Żeromski.
Przypomniał mi się wiersz Gałczyńskiego
„Gdy wieje wiatr historii
Ludziom jak pięknym ptakom
Rosną skrzydła, natomiast
Trzęsą się portki pędrakom.”
Sumując, koniec końców odpowiedzialność zawsze jest jednostkowa, bo grupa potrafi się odsunąć w odpowiednim momencie.
1 grudnia, 2009 o 2:33
zmartwychwstaną? iza, iza w tej kwestii zmartwychwstanie jest bezsporne, ale powiedz mi w jaki sposób powstanie ciało ludożercy, który zywił się przez całe zycie ciałami innych ludzi?
1 grudnia, 2009 o 4:13
Marku ha! znam odpowiedź.
W dziele” O zmartwychwstaniu po śmierci” problem ludożercy i jego ofiar błyskawicznie został rozwiązany.
Kawałki ciał z obiadu kanibala wrócą z powrotem do nadgryzionych właścicieli i jakościowo wszystko będzie się zgadzać w dniu zmartwychwstania.
Dodam, że po zmartwychwstaniu problem niewłaściwego odżywiania zniknie.
Znowu czuję się jak prymuska.
1 grudnia, 2009 o 4:48
widzisz izo, to były prawdziwe problemy. moim zdaniem w formułowanych problemach odbija się to coś, co okreslić mozna duchem danego czasu. innymi słowy: jakie czasy takie problemy i jakie problemy takie czasy.
jaki jest nas czas izo?
1 grudnia, 2009 o 9:18
Izabella :))) Projekt mojego eseju zaznaczał, że jest natury filozoficznej. Tymczasem zapowiadana praca p. Ewy Bieńczyckiej, jak się domyślam, będzie nosiła cechy przyczynkowe, i będzie dotyczyła rozświetlenia intryg, przez które popadła w niełaskę. Przyznaję, że sam jestem ich ciekaw.
Tymczasem, dowiedziawszy się, że szykuje się pierwszy historyczny w Polsce proces o Wolność Słowa w internecie, jako oskarżony w nim, przygotowuję się już do obrony. I tu zaczynają się wątpliwości. Zacząłem, ale nie wiem, czy niezbyt pochopnie, od Kanta :) Ale Marek Trojanowski jest dr filozofii, więc mi chyba pomoże. Otóż Kant dzielił podzielił wszystko na „rzeczy” i na „człowieka”. Dalej – rzeczy mają wartość, a człowiek – godność. To nasuwa myśl, że mój komentarz (jak każdy) jest rzeczą. Pytanie jest – czy rzecz może naruszyć godność człowieka, skoro tę zdaje się może naruszyć tylko drugi człowiek. Czy nie jest tak, że naruszyć godność można wyłącznie w sposób bezpośredni, przez zadanie ciału bezpośredniego bólu? Itd itd itd – och, nie wiem, czy Kant mnie obroni, no ale jakby co, jakby to miało pomóc, to tak właśnie gromadzę przemyślunki na użytek roztrząsań prawnych.
Pytanie jak zniesie to sędzia Maria Anna Wesołowska??? :)))
1 grudnia, 2009 o 9:41
romek, mówisz, że będzie proces? jeżeli tak, to przyjmę taktykę obrony „na wariata”. będę udawał wariata. przecież kiedy sąd otrzyma wydruki z tej strony, łącznie ze zdjęciami. kiedy poczyta sobie moje teksty, to nie będzie mia ł żadnych wątpliwości – 100% wariat.
1 grudnia, 2009 o 9:47
Marku, Nie! sposób na wariata to sposób unikania odpowiedzialności przez strach, asekuracje. Nie! Gdybym zamordował tak bym postąpił, owszem. Poszedłbym do psychiatry, a potem luzik :) Ale tu chodzi o idee! Nie zamierzam chować głowy w piasku! Więc myślę, myślę i myślę, obmyślam strategię obrony wolności Słowa. Inaczej tak będzie zawsze, śladem wiadomej urażonej pójdą miliony, i zniknie niebawem nawet to obecne Słowo Zniewolone!
1 grudnia, 2009 o 10:21
romek, ja miałem po swojej stronie najlepsze tradycje wolności akademickiej. ale uwierz mi na słowo – tam gdzie wartości ścierają się z pragmatyką, zwycięża zawsze jakiś interes. idee są abstrakcyjne, zbyt ogólne. a interesy są zawsze konkretne. są swojskie, niefilozoficzne – są „czyjeś”. Jeżeli mnie zapytasz czy warto? odpowiem, że tak. Czy żałuję? niczego! Czy będę się bił dalej? do tego końca, który ja sobie wymyślę.
1 grudnia, 2009 o 10:28
Za mało nas wychodzi z kanału biedy, ojcowie kościoła wolą milczeć.Nikt sie nie wychyla bo beznadzieja jest matką Wielkich Polaków.
1 grudnia, 2009 o 10:29
Tak kurwa musiałam dodać coś od siebie.
1 grudnia, 2009 o 10:38
I owszem tu masz wiele racji. Przypomina mi się bowiem proces Alicji Tysiąc. Chociaż jestem po jej stronie, to jednak katolickie pismo miało prawo wyrazić co swoje myśli o p. Tysiąc, nawet przez użycie wątpliwej konduity porównań.
Ale godzić się na bezradność? Wiadomo, ze w takim procesie, pragmatycznym, zwycięży poprawność polityczna, która ubezwłasnowolniła nawet, a może przede wszystkim Sąd. Ale przecież jest zawsze jakaś nikła szansa, że w sprawie będzie orzekać sędzia, który w młodości przeżył bolesną traumę związaną z jakimś bandytą o nazwisku G*, czyż nie? A od śmierci uratowała go eRKa :)))
Gorzej, owszem, jeśli sędzia dostał kiedyś PaŁą :)))
1 grudnia, 2009 o 10:42
Jestem w stanie złożyć tysiąc wniosków o wykluczenie i zmiany sędziego z procesu, udowadniając, że jest stronniczy z powodu brzmień RK, MT i PŁ.
To zablokuje proces na wiele lat :)))
1 grudnia, 2009 o 10:43
Jarząbku mój drogi? o jakiej biedzie ty piszesz? jaki jest sens wskrzeszania ojców kościoła? żeby straszyć tych biednych ludzi? O jakim wychylaniu się mówisz?
Ustaw się w bezpiecznej odległości. Oglądaj dalszy bieg zdarzeń z daleka. Pamiętaj, że zabezpieczono dla potrzeb postępowania sądowego kopie bazy danych z serwera. Uważaj, by ciebie prokurator nie wziął na spytki. dlatego bezpieczniej dla ciebie będzie nie mieszać się. nie brać udziału w zdarzeniu.
Poczekaj na koniec, na rozstrzygnięcie. Wówczas będziesz mógł sie przyłaczyc do zwycięskiej strony lub – jeżeli strona nie będzie tobie odpowiadała – będziesz się mógł wewnętrznie oburzyć i zaprotestować. Ale pamiętaj, nie prostestuj zbyt głośno. żeby nikt nie zwrócił na ciebie uwagi.
1 grudnia, 2009 o 15:15
Marku żyjemy w czasie rewolucji informatycznej, z inżynierią genetyczną, z klonowaniem człowieka i z tworzeniem wirtualnych światów w tle.
Doszło do tego, że coraz więcej osób uważa, że wszystko można zresetować, swoje zachowanie także. Zbieżność rewolucji informatycznej z postmodernizmem jest zastanawiająca. Spróbuj postawić pytanie syntetyczne i co otrzymasz? Na pewno nie jednoznaczną odpowiedź. Odpowiedź: tak, nie, jest niewygodna, bo zawiera osobistą refleksję.
Wracając do Twojego pytania: to czas tworzenia nowych wzorców, obawiam się, że i nowych procedur.
1 grudnia, 2009 o 15:25
Roman, jestem córką adwokata, z góry więc zakładam, że proces musi potrwać kilka lat z okładem. Inaczej prawnicy będą niepocieszeni. Chociaż jest sposób na błyskawiczne zakończenie sprawy. Wyrecytowanie na sali rozpraw kilkunastu wierszy poetki oskarżajacej. Mój prawnik od łoża i stołu wyrzuciłby nas wtedy z sali od razu i zapewne wlepiłby nam zakaz czytania polskiej współczesnej poezji tomikowej przez najbliższe pół roku.
1 grudnia, 2009 o 16:04
Och, Izabello :))) Owszem wyobrażam sobie już owe płomienne wystąpienia przed Sadem naszej panny, i te jej jej wiersze i łzy w stylu a la posłanka, no wiecie ta od szpiega CBA. Och, to będzie rozkoszne widowisko :)))
Ale jest takie pytanie w gruncie czysto filozoficzne (och, ja was zanudzę!), które nam daje podstawy zlekceważyć w ogóle Sąd, a raczej go nie uznać! Przynajmniej w kwestii orzekania o Wolności Słowa. Otóż zauważcie, że uznając są, uznajemy Sąd nad słowem, jakikolwiek on by był. Że uznajemy zwierzchnictwo Sądu nad słowem, jego treścią, wartością i znaczeniem. A czegoś takiego doprawdy uznać nie mogę!!! Ja chyba więc Marku w tej sytuacji też racjonalnie „zwariuję”. Sąd se może sądzić mnie, ale do chuja nie słowa! Nie zgodzę się aby słowa podlegały jakiejkolwiek jurysdykcji! :)))
1 grudnia, 2009 o 16:21
romek pozostaje jeszcze nadzieja, a właściwie: wiara, że polscy poeci są wrażliwymi chrześcijanymi. że modlą się do boga, że przestrzegaja dekalogu, że rodzą i robią dzieci zgodnie z ogólnie akceptowanymi zasadami. zero odstępstwa.
tacy poeci i takie poetki od dziecinstwa hoduja w sobie tzw. miłość bliźniego. więcej! poza miłością do bliźniego polscy poeci i poetki kazdego ranka, tuż po przebudzeniu walą się własną ręką w mordę. raz w lewy raz w prawy policzek. nie powoduje nimi jakaś masochistyczna potrzeba. polscy poeci i polskie poetki trenują gest tzw. nadstawiania drugiego policzka.
Nie muszę wspominać, że polskie poetki nigdy, ale to nigdy nie doświadczyły na podniebieniu oraz języku i tylnej części jamy ustnej dyskomfortu powodowanego przez ucisk penisa. Takie igraszki popularne są wśród zbereźników i gminu. Jeżeli mowa o duchowej elicie narodu, to trzeba postawic sprawę jasno: fellatio jest tabu.
co się tyczy polskich poetów – otóż musisz wiedzieć, że każdy z nich jest prawie święty, a przynajmniej może być uznany za straznika świętości, cnót najwyższych i dobrych obyczajów. osobnik rodzaju męskiego piszący wiersze nie pierdzi i nie beka. zawsze pije herbatkę odchylając mały paluszek. nie mlaska i nie siorbie. i co najwazniejsze: polski poeta nigdy, ale to nigdy nie znizy sie do tego, by wcisnąć penisa w odbyt innego mężczyzny. duchowość narodu polskiego, która kumuluje w sobie, której jest nośnikiem chroni go przed tego rodzaju herezją obyczajową!
romku, nie mamy sie czego obawiać.
1 grudnia, 2009 o 16:37
Marku! Przeczytasz to w Sądzie!!! :))))))))))))
2 grudnia, 2009 o 12:53
Mareczku, nie muszę przyłączać się do nikogo, ani też obawiać się prokuratury, bo ze mnie komornik nie może ściągnąć należnych rat. Powiem Ci w zaufaniu, że człowiek ubogi finansowo a bogaty duchem nie zainteresuje nawet kleszcza. Więc ja się nie boję, bo obozy syberyjskie to już chyba pozamykane. Od zarania dziejów ludzie zawsze byli podglądani przez Władzę – cisi pierdzieli po kątach a durnych pyskaczy przekupywano. Ci z kolei bardziej oświeceni zostawali skazywani na banicję społeczną.
Pozdrawiam ja Cie o Wielki serdecznie
PS. h2o, zadnij kto?
2 grudnia, 2009 o 13:07
h2o? – w dupie mam to
h2o – sram na to
h2o – leję na to
h2o – rzygam na to
wybierz sobie coś dla siebie