PoliszFikszyn (27)

16 grudnia, 2007 by

Torbicka zaprowadziła Dżaka do ustronnego pomieszczenia, z dala od zgiełku rozszalałych reporterów, żądnych sensacyjnego njusa. Chłopiec rozsiadł się na wygodnym, czesterfildowskim fotelu, Grazyna usadowiła się naprzeciwko. Dzielił ich tylko stolik, w którego szklanym blacie odbijało się światło kamery, którą obsługiwał zaufany członek z ekipy prezenterki.
– Napije się pan czegoś, może kawę? zapytała.
– Ohh! Proszę nie mówić do mnie per pan odpowiedział bohater wieczoru.
Rezygnacja z formy grzecznościowej, w której zawierało się pragnienie przejścia z Grażyną na ty, jest ewenementem w historii życia Dżaka Menela. Młodzieniec ten bowiem od niepamiętnych czasów tolerował tylko jeden sposób zwracania się do niego, mianowicie per pan. Nawet będąc małym brzdącem w kołysce, wydzierał się w niebogłosy, gdy pochylały się nad nim jakieś nieznane twarze i mówiły: Ale ładny dzidziuś! Ti, ti, ti, Dżakuś, ti, ti ti!. Nie wiedział, że to były jego ciotki, widział je w końcu pierwszy raz w życiu. Traktując je jako obce, płakał, bo czuł się urażony taką poufałością. W takich sytuacjach zawsze interweniowała rodzicielka. Brała synka na ręce, przytulała do matczynej piersi i uspokajała wrzeszczącego bobasa odmianą zaimka pan przez przypadki. Przy wołaczu liczby pojedynczej było już po wszystkim, Dżak odzyskiwał dobry humor, śmiał się i radośnie gaworzył. Długo jeszcze po wyrośnięciu z okresu niemowlęcego, gdy nie mógł zasnąć przychodził do mamy i prosił ją:
– Mamusiu podeklinuj mi na dobranoc.

Później, gdy rozpoczął swoją edukację na poziomie przedszkolnym, będąc w maluchach często wszczynał bójki z rówieśnikami, którzy jak to dzieci, nie mieli tego socjalizacyjnego nawyku panowania sobie. Ten sam proceder ciągnął się przez cały pobyt Dżaka w starszakach, wszystkie osiem klas szkoły podstawowej. A kiedy był już w liceum, to głośno zwracał uwagę wszystkim, którzy ośmielili się zwrócić do niego per Dżak, że taka forma jest niekulturalna, że należy do obcych zwracać się przez pan. Jedyną osobą, oprócz oczywiście rodziców, która mogła mówić do niego bez żadnych konsekwencji Dżak, był Atomizer Adamski.
O tym, jak mocno przywiązany był do formy grzecznościowej, świadczy pewne zdarzenie. Dżak był już w trzeciej klasie liceum. Któregoś razu, gdy wracał do domu, spotkał grupkę dzieciaków, jeden z nich zagadnął go:
– Cześć, która godzina?
– Po pierwsze, żadne cześć tylko dzień dobry, bo nie jestem pańskim kolegą odpowiedział Dżak. Wówczas dzieciaki zaczęły się śmiać i wołać do niego:
– Cześć, cześć koleś!
Jakie były konsekwencje tej poufałości, dowiadujemy się już od samego Dżaka, który rozdygotany, z poharatanymi kostkami na dłoniach, spotkał się z Adamskim. Ten zobaczył, że przyjaciel jest dogłębnie wstrząśnięty, a zakrwawione pięści świadczą o tym, że miał za sobą kilka brutalnych rund ulicznej walki. Zapytał:
– Dżak, co się stało?
– Napadli mnie w dziesięciu, albo w dwunastu opowiadał, starając się opanować adrenaliniczne podniecenie.
– I co?
– I nauczyłem ich dobrych manier. Tak im wlałem, że aż im się kredki z tornistrów wysypały.

Każda reguła, żeby była regułą musi mieć wyjątki. Tak jest i w tym przypadku. Otóż Dżak, co widać na przykładzie pierwszego spotkania z Andronią, Lusią i Wró Wróbllem, tolerował w ściśle określonych sytuacjach rezygnację z formy grzecznościowej. Nie była to jednak fanaberia. Pozwalał mówić do siebie na ty tylko tym osobom, które mogły być dla niego w jakiś sposób przydatne. Grubaskę poznaną w przedziale chciał wybadać w zakresie konkursów poetyckich; od Andronii, córki gospodarzy, u których nocował, chciał wydębić śniadanie jajecznicę z kiełbasą, której zapach poczuł tuż po przebudzeniu; Wró Wróbell był pierwszym paparazzim, który robił mu zdjęcie, a Dżak zrobiłby wszystko dla zdjęcia na okładce poczytnej gazety, przynajmniej w początkowym stadium swojej kariery, później zacznie wybrzydzać.
W związku z powyższym nie może dziwić propozycja, którą złożył Dżak Grażynie. Sławna prezenterka, wywodząca się z familii o bogatych tradycjach telewizyjnych, była dlań łakomym kąskiem. Poza tym liczył na to, że nie kto inny, ale właśnie ta gwiazda TVP, która tak ładnie opowiada o kulturze, będzie jego przepustką do świata kamer i prompterów, garderób i pomieszczeń, nad którymi zapala się od czasu do czasu czerwony napis: ON AIR.

– Dobrze, niech będzie Dżak. To napijesz się czegoś Dżak? odpowiedziała Grażyna.
– Nie, dziękuję. Przejdźmy od razu do rzeczy.
Torbicka odwróciła się do pana z kamerą i powiedziała:
– Zdzisiu, kręcimy.
– Ok. mruknął Zdzisiek i w tym samym czasie nad kamerą zapaliła się czerwona lampka.
– Jeszcze raz chciałam ci pogratulować głównej nagrody w tym prestiżowym konkursie. Czy mógłbyś przybliżyć mi i telewidzom początki swojej przygody z poezją? zwróciła się do chłopca.
Dżak założył nogę na nogę, ułożył dłonie na kolanach, tak jak to zawsze robili goście zapraszani do studio na wywiad, a których gesty dokładnie analizował, przygotowując się do swej medialnej kariery, poczym zdawkowo powiedział:
– Kocham poezję.
Jego rozmówczyni uśmiechnęła się i czekała na dalszą część wyznania. Pan Zdzisio w tym czasie zrobił najazd kamerą na twarz gwiazdy wieczoru. Dżak jednak nie powiedział nic więcej. Uznał, że nie ma sensu się powtarzać, bo wszystko, co miał w tym zakresie do powiedzenia, niedawno ogłosił w swoim wystąpieniu w auli. Torbicka jednak nie dała zbić z tropu. Zaprawiona była w wywiadach z chimerycznymi artystami. Miała świadomość, że postacie światka artystycznego mają skłonność do błaznowania przed kamerą. Jej doświadczenie i profesjonalizm pozwolił jej wybrnąć i z tej sytuacji. Jak gdyby zdawkowa odpowiedź młodzieńca nie zrobiła na niej wrażenia, kontynuowała:
– O właśnie, jeżeli już jesteśmy przy miłości, chciałam ciebie zapytać o nurt homoseksualny w literaturze. Dżak, czy uważasz, że literatura gejowska, w szczególności poezja ma większą wartość niż poezja heteroseksualna?
Jej rozmówca tylko czekał na to pytanie. Układając misterny plan autopromocji pod szyldem gejostwa, Dżak przewidział, że ktoś może go zapytać o wyższość poezji gejowskiej nad poezją wszelką, w szczególności zaś heteroseksualną.
– Ależ oczywiście, że tak odpowiedział bez zastanowienia. Zwróć uwagę, że homoseksualizm już jako taki oznacza pewną skrytość, obawę przed brakiem akceptacji, przed odrzuceniem. Jeżeli połączyć ten stan z istotą o wysokiej wrażliwości, umiejącą pisać, to należy spodziewać się dzieł wybitnych.
– Jednak u innych ssaków z rodziny naczelnych, myślę tu o szympansach, także zaobserwowano zjawisko homoseksualizmu. Co więcej ripostowała Torbicka Niektórzy twierdzą, że gdyby dać szympansom maszynę do pisania, małpy te po jakimś czasie napiszą dzieło na miarę Szekspira. Jednak szympansy-geje nie piszą wierszy. Co ty na to?
Dżak zamyślił się. Był zaskoczony tym kontrargumentem. Musiał z tego jakoś wybrnąć. Po chwili milczenia odpowiedział:
– Czy widzisz przed sobą szympansa czy człowieka?
– Ha, ha, ha! zaśmiała się Grażyna Celna uwaga. Ale wracając do pytania. Ostatnio pojawił się, zwłaszcza w internecie nurt poezji gospodyń domowych. Umęczone życiem, nieustannym zmywaniem garów, podawaniem mężom kapci, gazety i obiadu, otwieraniem piwa, gospodynie domowe zaczęły pisać wiersze. A co więcej, takie medium jak internet umożliwia im publikację swej twórczości. Nie można im odmówić wrażliwości. Czy jednak są one w stanie zmierzyć się na niwie poezji z tobą?
– Zaiste, to kobiety po przeżyciach, po mękach i katuszach, które doświadczyły na oddziałach położniczych a nierzadko w domowym zaciszu, które ich mężowie zmienili w piekło. Jednak czym jest owo cierpienie w porównaniu z pierwszym stosunkiem analnym, gdy brak doświadczenia i wprawy, zatracenie miłosne powoduje, że zapominasz o lubrykancie? Nie można zatem porównywać tych doznań. O ile pierwsze mają podłoże społeczno-kulturowe, tak drugie, te gejowskie mają charakter mistyczny. Przyczynia się do tego nie tyle intymność, co sytuacja buberowskiego dialogu, w której nagle jego-i-jego zespala niebywałe uczucie jednoczesnej ekstazy pomieszanej z niewyobrażalnym cierpieniem, ale charakter tej formy miłości. W takich chwilach wszystko jest inne, zmienia się nawet sposób percepcji doniczki z kaktusem. Staje się ona mikrokosmosem, leibnizowską monadą zamkniętą na to, co zewnętrzne. Sam kaktus zaś, mimo kolców, urasta do rangi archetypu oazy wytchnienia. Wtedy każdy z nas jest przez chwilę jednocześnie ukrzyżowanym Chrystusem jak i żądnym krwi Piłatem. Pojawia się najpierw świadomość wolności wyboru i jej brak. Znajdujesz się w sytuacji bez wyjścia, która kończy się wraz ze szczytowaniem. W tym wszystkim najwięcej szczęścia ma ten z nas, kto potrafi zapamiętać a następnie przelać na papier wszystkie te doznania. Oto jest cała misterium poezji gejowskiej.
– Łanie ujęte powiedziała z uznaniem prezenterka. Dziękuję ci za wywiad. Na zakończenie mam dla ciebie małą niespodziankę.
– Jaką?
– Pozwoliliśmy sobie zaprosić twoich rodziców, którzy na nasz koszt przylecieli tu samolotem. Zapraszam cię do wspólnego, pamiątkowego zdjęcia powiedziawszy to, Grażyna wstała, podeszła do Dżaka i następnie razem udali się z powrotem do auli, w której wszystko było już przygotowane a goście ustawieni. Chłopiec nie miał jednak ochoty na konfrontację z rodzicami, zwłaszcza z ojcem. Miał świadomość, że w momencie, w którym ogłosił publicznie swoją orientację seksualną, przysłowiowe mleko się wylało. Jak mu to wszystko wytłumaczę? gryzł się w myślach.

Kategoria: Bez kategorii | 2 komentarze »

komentarze 2

  1. Jan Mitręga:

    :))))
    Teraz chyba powinno być o tym, jak Dżak hipnotyzuje środowisko uważające siebie za „poetyckie”, tą nagrodą.
    Jedna nawet uznawana tam poetka, niejaka Mojra Schachowiak, na początku sceptyczna, wydusiła z siebie (cytuję z pamięci): „Dżak, jesteś wielki. Długo to trwało, zanim przejrzałam, ale teraz to widzę”.
    Wtedy dopiero się zaczęło. Każde pierdnięcie Dżaka, połączone z chrząknięciem kwitowane było ekstatycznymi okrzykami: „zabieram sobie dwa wersy!”, „Nic dodać, nic ująć”
    „Sprawnie prowadzone”, „Doskonałe”.
    „Czwarty wers na zawsze zapamiętam!”.
    Był tam, wśród nich jeden z nich, który przespał, był niezorientowany. Widząc, że to zwykłe pierdnięcie połączone z chrząknięciem, głośno to skomentował. Na to pozostali skonsternowani:
    – to ty nie wiesz, że to laureat Kościotrupków?!
    – a to przepraszam – bąkał zawstydzony, wyszukując odpowiedniego miejsca pod ziemią, w którym mógłby się schować.
    Ale byli tam jeszcze inni, którzy mieli jego trofeum w dupie. Tych natychmiast, na zbity pysk wyrzucono.

  2. Jan Mitręga:

    to prawda, dżaka już od dziecka oburzało zwracanie się do niego na „ty”. Krzyczał wówczas cieniutkim dyszkantem: – jaki ty, jaki ty! Pan, kurwa, jestem! Zrozumiano?!
    Dopiero później jego babcia, która u Koniecpolskich myła garnki nauczyła go formułki, której się od nich nauczyła.
    Brzmiała ona: „nie pamiętam, żebyśmy byli sobie przedstawieni, proszę Pana/Pani”.
    Odtąd zaczął się nią posługiwać, zamiast wspomnianą wyżej frazą. ;-)

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?