.
W 1965 r. Theodor W. Adorno na pytanie o istotę tego, co niemieckie odpowiedział, że tym, co wyróżnia Niemców spośród innych nacji jest język niemiecki. Ma on tę właściwość, że jest w szczególny sposób – jak żaden inny język – spokrewniony z filozofią w szczególności z jej momentem spekulatywnym (tenże, Auf die Frage: Was ist deutsch, w GS, Bd. 10/2 Kulturkritik u. Gesellschaft II, F/M 1977).
Nie był odkrywczy.
Dokładnie czterdzieści lat wcześniej jego uczony kolega Werner Jaeger sformułował teorię – jak na Niemca błyskotliwą – mianowicie o bezpośrednim pokrewieństwie między starożytną greką a językiem z umlautami, w którym na kiełbasę mówi się wurst. (tenże, Antike u. Humanismus, L. 1925). Próbował twórczo do niej nawiązać Martin Heidegger. W trakcie lektury Hölderlina, rozważał nad niuansami oraz sposobami użycia języka. I jak to Niemiec wymyślił on sobie, że taka prosta nazwa – „Heraklit” (a Heidegger uwielbiał Heraklita) – jest właściwa TYLKO dla świata zachodnio-germańskiego. Że słowo „Heraklit” jest dowodem rozwodu między cywilizacją zachodu w sensie germańskim a kulturą zdziczałych Azjatów. Innymi słowy: żaden mongoidalny stwór o fizjonomii i posturze Bruce Lee a tylko blondwłosy, wysportowany ćwierćheros mógł mieć na imię Heraklit.(tenże, Hölderlins Hymnen ‘Germanien’ und ‘Der Rhein’, w: Gesamtausgabe, Bd. 39, F/M. 1980)
Na całość poszedł Joahim Bannes. Zanim udowodnił, że Adolf jest potomkiem i spadkobiercą intelektualnym Platona, ogrzewał się trochę przy żarzących się stosach spalonych książek. Oddawał się przy tym swobodnej refleksji i wymyślił sobie a następnie ogłosił światu, że: „χαλός ist das gotische heils, unser ‚heil’“ (tenże, Platon. Die Philosophie des heroischen Vorbildes, B/L1935).
Victor Klemperer – Żyd, który ocalenie zawdzięcza aryjskiej małżonce – miał dużo czasu by podsumować osiągnięcia filologiczne swoich aryjskich kolegów. Tyrając jak wół w aryjskiej fabryce produkował zamiennik herbaty. Mieszając różne zioła, których używano w trudnych czasach wojny jako erzac cesarskiej Yin Zhen , przysłuchiwał się uważnie otoczeniu. Czytał, słuchał, rozmyślał. A że był filologiem, to wymyślił teorię języka, który zastępuje myślenie. Sztucznego języka, który raz wymyślony uwalnia się od wszelkiej kontroli i zaczyna samodzielne życie zmieniając codzienność i ludzi. (tenże, LTI; Notizbuch eines Philologen, Aufbau-Verlag / B. 1947)
Nie ma powodów by wątpić, że gdyby Niemcy mówili po polsku, to właśnie polski język stałby się przedmiotem aryjskiego uwielbienia. Nie potrzeba bujnej fantazji by wyobrazić sobie światową furorę jaką robi rzeczownik rodzaju żeńskiego „kurwa”. W zasadzie jest to pierwsze słowo jakiego uczą się obcokrajowcy w kraju nadwiślanym.
Ale język polski oprócz „kurew”, „chujów”, „pizd” itp., skrywa pewną tajemnicę. Chodzi mianowicie o tzw. koncepcję czasowników czystych.
Jedenaście lat przed tym zanim Ludwig Wittgenstein wymyślił zdanie:
,,Pytania i tezy filozofów biorą się przeważnie z niezrozumienia logiki naszego języka” (tenże, Tractatus, 4.003).
nikomu nieznany za życia a po śmierci tylko nielicznym – Antoni P. – sformułował teorię o czystym czasowniku.
Niewiadomo kim był Antoni P., niewiadomo jak miał na nazwisko, ani kim był z zawodu oraz gdzie mieszkał ów jegomość. Jedyną pamiątką jaką świat otrzymał w spadku po tym człowieku była właśnie teoria czystego czasownika.
Na karcie numer 23989A przechowywanej w dziale zbiorów specjalnych biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego czytamy:
ktoś powinien napisać traktat filozoficzny na temat związków między życiem (jako rzeczownikiem) oraz czasownikami. Osobiście uważam, że przymiotniki jak: łatwe, przyjemne, dostatnie, bogate itp. – jako obciążone błędami percepcji – nie są w stanie opisać tego czym jest życie. Nie należą do jego treści ale wynikają z naturalnej skłonności ludzi do uprzymiotnikowania świata zewnętrznego. Inaczej rzecz ma się z czasownikami. Jeżeli się kocha, to nie ma wątpliwości, że się kocha. Tak samo ma się rzecz z pisaniem, czytaniem, pracowaniem. Z chwilą uśmiercenia ostatniego przymiotnika znikną wszystkie problemy filozoficzne!
Teoria czystego czasownika najlepiej prezentuje się w użyciu. Weźmy taki oto przykład:
tomik Izy Smolarek pt. się lenienie.
Tomik nie został wybrany przypadkowo. Przeciwnie. Zaproponowany przez poetkę tytuł oraz morfologia wierszy dają powody by sądzić, że artystce znane są założenia Antoniego P.
Zanim przejdziemy do omawiania dzieła Izy Smolarek w kontekście teorii czystego czasownika, warto przeanalizować tzw. rekację czasownikową, którą owa książka spowodowała.
Znawca i ekspert o doskonałej intuicji językowej – Karol Maliszewski napisał:
„Tytuł debiutanckiego tomiku „się lenienie” myli czytelnika, bo tak naprawdę w tych wierszach nikt się nie leni (chyba że pies), a wręcz przeciwnie – szuka, walczy, nie ustępuje.„
[Karol Maliszewski]
Zwróćmy uwagę na budowę tego zdania:
tytuł → myli
w tych wierszach → nikt się nie leni
w tych wierszach → [się] szuka
w tych wierszach → [się] walczy
w tych wierszach → [się] nie ustępuje
Wzmocnienie epistemiczne „tak naprawdę” pomijam. Ono wymaga osobnego opracowania.
„się lenienie” jest formą czasownika zwrotnego: lenić się. Przestawienie szyku spowodowało, że zaimek nieokreślony „SIĘ” stał się zaimkiem heideggerowskim, którego znaczenie oraz kontekst funkcjonowania musi uwzględnić kategorię „das Man” a zatem także autentyczny oraz nieautentyczny aspekt egzystencji.
Karol Maliszewski z wrodzoną sobie gracją pomija owe niuanse interpretacyjne. Pozostaje w ograniczeniu czasownikowym spowodowanym przez inwersję zaimka „się” w tytule. Czasowniki: „szuka, walczy, nie ustępuje” – występują tu w domyśle w formie zwrotnej. Jednak materialnie „się” zastrzeżone zostało tylko do czasownika „lenić”
Ale od początku.
Pierwszy związek czasownikowy:
tytuł → myli
Znaczenie czasownika „mylić” [wszystkie znaczenia za sjp.pl; jeżeli zostanie wykorzystane inne źródło, będzie to odpowiednio zaznaczone]
1. popełniać błąd, pomyłkę
2. wprowadzać w błąd
Karol Maliszewski pisze:
„Tytuł debiutanckiego tomiku „się lenienie” myli czytelnika”
Odwołanie się do drugiego znaczenia czasownika „mylić” jest tu bezsporne. Maliszewski nie ma na myśli osobliwości inwersji „się” w formie zwrotnej. Nie chodzi tu zatem o nieuwagę redaktora czy autorki, która jest zapewne pomysłodawczynią tytułu. Maliszewski nawiązuje explicite do treści.
Forma: „nikt się nie leni” ma korespondować z tytułem: „się lenienie”. Jednakże „się lenienie” nie znaczy: „lenić się”. Interpretacja: „nikt się nie leni” byłaby prawdziwa, gdyby w tytule nie występowała inwersja. Tak jednak nie jest i ten błąd dyskredytuje dalsze analizy Maliszewskiego.
Jednakże Maliszewski jako użytkownik specjalnej odmiany języka zdaje sobie sprawę z własnej omylności. Używając techniki czasownikowych ogłupia czytelników. Pisze:
w tych wierszach → [się] szuka
w tych wierszach → [się] walczy
w tych wierszach → [się] nie ustępuje
Najmocniejszym znaczeniowo wśród tych trzech czasowników jest słowo „walczyć”. Wiąże się ono znaczeniowo z jakąś formą przemocy. W odróżnieniu od czasownika: „nie ustępować” w czasowniku „walczyć” zawarta jest nie tylko defensywna forma aktu fizycznego ale także – a może przede wszystkim – jego moment ofensywny, w którym chodzi o pokonanie i w walce i zwycięstwo. Walczyć można „szukając” czegoś. Człowiek może walczyć i „nie ustępować” ani na krok.
W innej postaci, w recenzji Karola Maliszewskiego forma czasownikowa:
szuka←walczy→nie ustępuje
Wygląda następująco:
wydzierać ← musi → wykradać
[w zdaniu: „Ona musi wydzierać, wykradać życiu prawo do miłości…”]
Pozostaje rozstrzygnąć, czy debiutanckie wiersze Izy Smolarek są tak agonistyczne jakby to chciał nie tyle Maliszewski ale użyte przez niego czasowniki.
Zgodnie z zasadą: „Po czasownikach ich poznacie” oto kilka przykładów z tomiku: „się lenienie”:
Przykład (1)
romantyzm otula nam uda
depczemy strach zakorzeniony między panelami
[hda: 120064896 sectors (61473 MB) w/2048KiB Cache]
otulanie + deptanie
Przykład (2)
sztywny język już uczy się dopełniać głoski
Między jedną a drugą stroną ud wślizguję się w twój blady świt.
Pociąg tematu spada z punktu a do b.
Krótkimi pchnięciami na przemian kłamiemy.
[romantyczność]
uczyć się + dopełniać + wślizgiwać się + spadać + kłamać
Przykład (3)
przepuszczam przez skos setek oczu chitynowe światło
lekko leciuchno mnie bierze uporczywe brzęczenie
cynamonowe wieże kuszą libido śmietana bije
[się lenienie]
przepuszczać + brać + kusić
Przykład (4)
wiatr od tamtej strony cisnął w nas strzępkami sosen
złe nie śpi powiedziałeś przechylając zziębnięte szczyty gór
barwne kramy stały resztką sił tuląc się do czego popadnie
[wróżba]
cisnąć +powiedzieć + przechylać + stać + tulić się (Ach! To tulenie się!)
Przykład (5)
Reszta wysusza wargi
Siedzę na skraju wydmy i łowię wiatr
Nauczyłeś mnie oszczędzać gesty, ramiona, uda i to co poniżej.
Na piasku w kolorze włosów najpierw pełznie śmiałość potem nieśmiałość potem zdezorientowana dłoń
[22:42]
wysuszać + siedzieć + łowić + uczyć + oszczędzać + pełzać
Przykład (6)
jesień nam się kurczy.
Żołędzie trzeszczą pod kołami ołowianych myśli
kłęby butwiejących wrażeń i czubki drzew sterczą ponad wodą.
Bezładny pęd starań tapla się w słowach.
Miedziane powietrze trwa pod powiekami ogrodów jakby liście nie umarły jeszcze.
[niedojrzałość]
kurczyć się + trzeszczeć + butwieć + sterczeć + taplać + trwać + umierać
Przykład (7)
granice mojej skóry nie trzymają się rozsądku
nadziewam gardło na suchy badyl
Mnie też przejęzyczysz
[dosłownie]
trzymać się + nadziewać + przejęzyczyć
Przykład (8)
miasto głuchnie wirując powoli
pewnie nastaje wieczór co ledwo zauważam
stawiam kroki na śliskiej jak gzyms aluzji
to rozbija mi frazy i przekłamuje rytm
drę retoryczne koty na figury i wiem –
tworzenie może wychodzić niezgorzej
choć bywa że bokiem
[do odwołania]
głuchnie + wirować + nastawać + zauważać + stawiać + rozbijać + przekłamywać + wiedzieć + wychodzić
Przykład (9)
zatrudniam ręce bo ciągle rosną w stronę telefonu
hipotetycznie zbliża się ósma owinięta w przelotną piosenkę
[post]
zatrudniać + rosnąć + zbliżać się
Przykład (10)
nawet nie zadrżałam
[pełniej (liryk bezpośredni)]
drżeć
Podsumowanie:
Zbiór czasowników wykorzystanych przez Izę Smolarek w podanych przykładach:
otulanie + deptanie + uczyć się + dopełniać + wślizgiwać się + spadać + kłamać + przepuszczać + brać + kusić + cisnąć +powiedzieć + przechylać + stać + tulić się + wysuszać + siedzieć + łowić + uczyć + oszczędzać + pełzać + kurczyć się + trzeszczeć + butwieć + sterczeć + taplać + trwać + umierać + trzymać się + nadziewać + przejęzyczyć + głuchnie + wirować + nastawać + zauważać + stawiać + rozbijać + przekłamywać + wiedzieć + wychodzić + zatrudniać + rosnąć + zbliżać się + drżeć
ma charakter raczej chrześcijański aniżeli clausewitzowski. Zamiast wojujacej amazonki z zaszytą lewą powieką i odciętą piersią – by lepiej celować i móc sprawniej napinać łuk, mamy kobietkę, która tuli, łka i kurczy się.
Ostatni uwaga:
Antoni P., zanotował na marginesie:
Przymiotniki należą do świata estetyki. Moje czasowniki są sprawą ontologii. Jest jak Jest.
Oznaczałoby to, że Maliszewski pisząc o wojujących wierszach zwyczajnie się myli. To nie jest kwestia interpretacji. To jest robienie z czajnika maszyny parowej.
Gdyby uwierzyć w niemieckojęzyczną prawdę, że:
,,Granice mego języka oznaczają granice mego świata” (Tractatus:5.6)
to okazałoby się, że Iza jest idealną kandydatką na zakonnicę a Karol ma zwyczajnie przejebane w domu. Zwłaszcza, gdy po dobrej wódce w drzwiach wita go żona lub mąż.
16 listopada, 2009 o 8:17
„Się lenienie” to tomik nagrodzony, konkursowy, czy wydany tylko z potrzeby serca za własną kasę?
Pisanie o tym co nie działa poniżej ramion, ma czasami moc terapetyczną.
„Zaprawdę powiadam wam” – tu rozpoczyna się kariera w języku polskim wyrażenia „naprawdę”
Mesjasz Narodów nosi swoje brzemię przez tysiąclecia, nawet w warstwie językowej.
16 listopada, 2009 o 12:33
Iza, to nie jest debiut, ani tomik. To nie jest książka. To jest dzieło, prze które poetka mówi do świata ustami wypełnionymi po brzegi aniołami. Myslisz, że Maliszewski – taki specjalista, koneser i znawca mógł się mylić w ocenie? Nie! Iza jedyną osobą, która się w tej chwili myli jestem ja. Macierzyński z Kubusiem Winiarskim także poznali się na talencie Izy Smolarek. Czytaj!
Myślę, że w poezji Izy Smolarek niezwykle istotny jest sposób mówienia. Żywy język, robienie wideł z błahostek oraz wprowadzanie do wierszy zasłyszanych, często potocznych sformułowań zaciekawia i nadaje świeżości tym utworom. Lektura, jak i rozmowy z poetką utwierdzają w przekonaniu, że mamy do czynienia z autorką, która wie, dokąd zmierza – przynajmniej w wierszu.
Piotr Macierzyński
Iza Smolarek ma dar mocnej puenty. Jej puenty są takie dobre, ponieważ mają w sobie tę właściwą dla dobrych puent moc, wynikającą ze skumulowania emocji płynących swobodnie przez cały wiersz, meandrujących nieraz kapryśnie od słowa do słowa, w jednym wersie nieco podwyższonych, w innym celowo zgaszonych, a wszystko po to, by dopiero w finale czytelnik poczuł lekki, lecz wyrazisty dreszcz.
Jakub Winiarski
Jestes sobie w stanie wyobrazić moc „mocnej puenty” – ową „meandrującą emocję”, która z początku jak ciernik pływa niedbale, by po chwili zbić się w ogromną ławicę jednego miliarda cierników, które swoją mocą są w stanie unicestwić zaporę Hoovera?
Nie stać cię, by wzbić się na wyżyny fantazji, na których czymś normalnym są widły zrobione z błahostek przy uzyciu żywego języka.
Przykro mi to mówić – ale jesteś na to za głupia.
16 listopada, 2009 o 19:16
mam nadzieję izo, że się nie obraziłaś. prosta prawda, że nie dysponujesz odpowiednim potencjałem intelektualnym, by poznać się na tego rodzaju poezji nie dotyczy tylko ciebie. Czy ty wiesz, jak ja cierpię? Za każdym razem, kiedy czytam tomiki polskiej poezji współczesnej – we szczególności pań poetek – to coś mnie boli w klatce. Coś jakby mikrozawał i – możesz wierzyć lub nie – ratuje mnie wówczas 0.5 mg nitrogliceryny pod językiem.
Rok przygody z poezja wystarczył, bym się zestarzał, wyłysiał i przytył jakieś 30 kilo. Tak tak izo. Spasłem sie jak prosiak a na skórze na brzuchu porobiły mi się rozstępy – jak u kobiet w ciąży.
Czy ty także tyjesz po tej polskiej poezji?
wiesz izo, dzisiaj uważam, że polska poezja jest jak polska kuchnia: tłusta i ciężkostrawna.
Panie Poetki i Panowie Poeci to otłuszczone, sapiące grubasy o czerwonych wąsatych ryjach. To gruba babsztyle w białych, poplamionych fartuchach jakie widywało się z szmatami w ręku na stołówkach PSS Społem.
Specjalność szefa kuchni, to oczywiście schabowy z ziemniakami i zasmażaną kapusta. Ale uwierz mi izo, wolałabyś zjeść surowy odbyt świński, odcięty od jelita grubego, które po wyczyszczeniu posłuży do zrobienia pasztetówki, niż tego schaboszczaka. Usmażony w tłuszczu roślinnym, który swoją pierwszą i pięćdziesiątą ósmą młodość stracił dokładnie 6 miesięcy temu. Nasiąknięta paniera z bułki tartej, w której trafi się okruch łupiny od słonecznika – bo pomoc kuchenna w społemowskich barach w celu urozmaicenia sobie przerw na papierosa namiętnie dłubała pestki słonecznika.
Pociesz mnie izo, i powiedz że nie jestem jedyną osobą na świcie, która rzyga po takich „tulonych” schabowych:
Mróz tuli w ramionach cienie.
(Broda, Zima)
w jesiennej promocji nabyty romantyzm otula nam uda
(Smolarek, hda: 120064896 sectors)
Pociesz i powiedz, że kiedy ty czytasz o zwierzeniach kucharek, które uskarżają się na bóle menstruacyjne, to też nie masz ochoty na tatara. Powiedz, zjadłabyś tatara po przeczytaniu o tym, w którym to miejscu, jak mocno oraz co konkretnie panią boli? Na przykład po takim wyznaniu młodej Szyowiakówny, której mamusia poprawia wiersze: „Tam mnie boli” (J. Szychowiak, Nie tutaj). Założę się, że w pierwotnej wersji – przed korektą mamusi – wersik ten nie kończył się zwykłym: „boli”. Po „boli” na pewno był rzeczownik z odpowiednim przymiotniczkiem – na przykład: „zranione serduszko”. Ale troskliwa mamusia, dbająca o latorośl wygumkowała to z rękopisu i ku niezadowoleniu córci tak już zostało.
Albo inny schabowy i inny ból. Ale tylko pozornie – to także ból społemowskiej kucharki o trzydziestoletnim stażu. Pani z petem w ustach, mieszając jakąś brunatną breję w aluminiowym kotle, którą nazywa fasolką po bretońsku wyznaje:
odjazd na hormonach, boli za każdym razem
(Janiak, Inkwizycja)
A jaki chuj mnie obchodzi to, co kogo i w którym miejscu boli. Być może koncerny produkujace apapy, panadole i inne paracetamole płacą za bolesne wyznania menstruujących grubasek, ale ja mam serdecznie tego gówna dość.
Pierdolę.
Myślę sobie. Poczytam sobie Cosinus Salsę. Może rapująca prawniczka – Monika Mosiewicz – ukoi moją strutą duszę. Szlachetna nauka prawa nie mogła pójść w las. Tak! Na pewno w dziełach Moniki Mosiewicz, zamiast salcesonu, w którym zamiast kawałków mięsa dodano niedogolone świńskie uszy (szczecina koloru blond znaleziona w salcesonie czy galarecie potrafi skutecznie zniechęcić od wieprzowiny) odnajdę ascetyczne nigiri 104 ziarenka ryżu i cienko ukrojony kawałek ryby morskiej. Tylko prawnicy mogą nas ocalić od celulitisu!
No i czytam. Czytam. I oczom nie wierzę:
wśród miraży tuli ramiona, obce łokcie, cudzy wzrok.
(Mosiewicz, śpiewaj: dalej)
Ja pierdole! Kolejna kuchara „tuli”!
Nie, nie. To się nie dzieje naprawdę. To się nie dzieje.
16 listopada, 2009 o 20:30
Marku nie obraziłam się, wręcz pomyślałam, że to ja nie dorastam do obcowania ze współczesną polską poezją tomikową i dlatego mogę robić za wzorzec głupoty czytelniczej.
Nie potrafię zachwycać się jak Karol Maliszewski, czy Piotr Macierzyński wierszami Izy Smolarek.
„Dar mocnej puenty” dżwięczy mi w uszach i powtarzam sobie ten zwrot Piotra Macierzyńskiego jak mantrę.
Dar, to dar, ja nie mam nawet promila daru aby się zachwycać wierszem otwierającym tomik
„hda: 120064896 sectors (61473 MB) w/2048KiB Cache”
(to tytuł, jeżeli ci się uda czytelniku, przeczytaj początek wiersza, nie poddawaj się)
„<my binarni ściśle wykreowani
barwną pobudką w papierowych torbach
z markowym nadrukiem
stawiamy kroki między inwestycją dewiacją
psychoanalitykiem wierszem nieuchronną burzą
budujemy kościoły które odwiedza czasem pająk"
Marku wytłumacz mi po co jest pająk zamiast kropki? chodzi o przykurzony koncept?
Marku wielokrotnie pisałam na Twoim blogu, że po ponad rocznym intesywnym obcowaniu z wydaną polską poezją współczesną, wystapił u mnie odruch warunkowy: czytanie wierszy ijednoczesne zjadanie wszystkich ciastek, batoników w domu.
Dzisiaj wracając z pracy kupiłam na wszelki wypadek cztery ciastka parzone, zjadłam i teraz mogę pisać spokojnie o wierszach mojej imienniczki.
Ciekawe czy to zakończenie według recenzentów ma także mocną puentę?
"miłość zlepia się ze wszystkich słów
i rzuca w nas małą, ciemną, śmierdzącą kulką"(Kulka)
I jeżeli tak sobie wyobraża autorka miłość w działaniu, to ja nie dorastam do poezji "się lenienie" i przyznaję się, że najbardziej zainteresował mnie rozłożony leżak na zdjęciu, a nie wiersze w tomiku.
Dlaczego tak niewygodny leżak ma być oznaką lenistwa? Przecież po dwóch godzinach na nim leżenia, wszystko będzie łupało w krzyżu i to będzie kara bibilijna.
17 listopada, 2009 o 15:36
Marku według mnie winę za nasze kręcenie nosem i „otłuszczenie wierszy” ponoszą książki.
Nie trzeba było tyle czytać głupot wcześniej. Wystarczyłoby tylko delektować się polską poezją współczesną.
To nie kto inny, tylko młoda poetka po papierowym debiucie skromnie informuje, że ona mało czyta.
Znalazłam więc zasadę: poeta mało czyta i dlatego pisze.
Nie ma odnośników. Sam sobie tworzy świat znaczeń.
Dlatego nie ma mowy o dystansie wobec własnych obrazów, gdy nie występuje proces wyobrażania sobie myśli odczytywanych ze słów innych.
A przecież rzecz nie w tym, co kto napisze, ale jak mocno dotyka nieznanego, które na pierwszy rzut oka wydaje się czytelnikowi oczywistością i nad którą wcześniej się nie zastanawiał.
Co serwują nam poetki i poeci?
Ześlizgiwanie się po ich słowach i doprowadzanie do stanu sennej obojętności i błyskawiczne o nich zapominanie.
Być może dlatego, że poetki wolą gotowanie niż czytanie, a i w gotowaniu idą na kulinarne skróty i przypalają.
17 listopada, 2009 o 16:38
Izka, ja na przykład w ogóle nie czytam. Czytałem 28 lat i widzisz jak skończyłem? Dzisiaj byłem podbic kenkarte w urzędzie pracy. Żałowałem, że nie było ze mna takiej Izy Smolarek, która wspirałaby mnie na duchu swoimi wierszami. Gdyby tak szeptała mi do ucha: „otulę cie swoimi udami” byłoby mi raźniej.
Na drabinie awansu społeczności bezrobotnych awansowałem. Przeżyłem szkolenie z piękną blondynka nie musze chodzic już do pokoju numer trzy. Teraz chodze do pokoju 202, ktory tylko tym się rózni od pokoju numer 3, że nie ma przed nim kolejki.
W tym pokoju o godzinie 9.11 ładna, młoda pani – bez obrączki, wnoszę zatem, że panna do wzięcia – zadała mi pytanie:
– czy dzieje się u pana coś pozytywnego?
Co miałem dziewczynie odpowiedzieć? Czy odpowiedzieć, że twierdząco? Przecząco? Kiedy sam nie wiem czy u mnie dzieje się coś pozytywnego. Czy może opowiedzieć jej o tym, że zamiast uczestniczyć w kursie obsługi koparki wielonaczyniowej spędzam czas na czytaniu setek, tysięcy wierszy. Że chcę jak najlepiej wykorzystać okres bezrobotności, by uszlachetnić swoje wnętrze. By przez poezję uczynić swoją duszę tak piękną jak nigdy nie była i nie będzie.
Ale czy to uszlachetnianie można nazwać pozytywnym? Przecież świadomie i z premedytacją tworzę zjawisko charakterze jednoznacznie negatywnym. Pisząc kolejne teksty taplam się po pas w negatywności. I tylko oczy mi się świecą. Są czyste. Są wyraźne.
Więc mówię dziewczynie coś tam. Ona się uśmiecha i wręcza mi wydruczki. Mówi:
– Wpłatę ma pan już na koncie. Dzisiaj były przelewy. Do zobaczenia w tym i tym dniu. Dowidzenia.
Wychodzę. Jedno piętro. Drugie. Parter. Mijam hol przed pokojem numer trzy. ta sama gehenna takich samych szarych ludzi. Beznadziejnie śmierdzą, beznadzieja patrzy im z oczu. A Izy Smolarek nie ma. Nie ma ani jednego wierszyka, ani jednego wersu. Nie ma tulenia, a przydałoby się jak nigdy.
– Iza, Izuniu! Gdzie jesteś! Do chuja Wacława ile trzeba cię wołać! – tak mi wyło serce do poetki. Tak tak, nie żartuje izka, chociaż to wyglada na głupi dowcip.
Wśród setki szarych ludzi byłem jedynym, który wie kim jest Iza Smolarek. Tylko ja czytałem o „tuleniu się między udami”, tylko ja miałem w reku SIĘ LENIENIE.
Czy czułem się lepszy? Czy było mi z tym lżej? Czy te wierszyki uczyniły mnie lepszym? Czy w ogóle poezja zmienia bydlę w człowieka?
izka, obawiam się, że frazes o zmienianiu zjadaczy chleba w aniołów, o szlifowaniu mózgów pilnikami języków to kolejna poetycka mrzonka. W którą nie wierzy zarówno świat szarych śmierdzących ludzi jak i świat dehneli.
Żeby przebić się przez masę zbitą przed pokojem numer trzy należy najpierw zaliczyć kilka spotkań z blondynką w pokoju 300 i coś tam. później człowiek awansuje i przychodzi podbić kenkartę do pokoju numer 202. tu nie ma miejsca dla anioła, a nawet gdyby trafił się jakiś bezrobotny anioł, to nie miałby gdzie rozłożyc skrzydeł, tyle tu ludzi.
Żeby dostać się do świata dehneli także musisz odsłużyć swoje. Nie możesz od tak sobie wejść do środka. najpierw lokalne slamy. Lokalne konkursy. Później coraz większe i większe. Następnie obowiązkowa znajomość i rytualne zjedzenie kebabu z Wiedemannem. Jedna recenzja Maliszewskiego, sześć tomików posłanych Winiarskiemu a później dopiero – wielki finał: pogłaskanie Jacka Dehnela pod pachą.
Droga jest zawsze drogą. Zaczyna się w miejscu A, kończy się tam gdzie X=Cel. Ale po drodze jest cały alfabet, który trzeba nauczyć się recytować:
Pokój numer trzy. dwudziesty w kolejce. Pokój numer 303 i szósty w kolejce. Pokój numer 202. nareszcie! Pierwszy. 3 miesiące do końca zasiłku.
Na szczeście jest Iza Smolarek.
17 listopada, 2009 o 22:41
Marku, w filmie dokumentalnym „Zawodowiec” reżyser Krzysztof Kalukin przedstawia bezrobotnego filozofa i filologa Marka Krukowskiego, który czterdzieści pięć razy zdobył główną nagrodę w teleturniejach telewizyjnych między innymi w Wielkiej Grze, w Miliardzie w rozumie.
Dlaczego zwyciężał? bo był oczytany i potrafił logicznie kojarzyć fakty. Startowanie w teleturniejach dla kasy, było jego sposobem na utrzymanie rodziny.
Niestety ostatnio opatrzył się medialnie. Telewizje przestały się zgadzać na jego udział w swoich programach.
Bo ile razy można zgarniać stary miliard bezkarnie przed oczami publiczności? W przypadku Marka Krukowskiego piętnaście razy.
Publiczność zapewne czuła się nieswojo, że odpada w przedbiegach na trzecim pytaniu, a Krukowski zna odpowiedź i na następne zna także.
Ale dlaczego o tym piszę?
Ponieważ dwadzieścia osiem lat czytania książek nie powinno iść na marne. Może zostań zawodowym teleturniejowym telewizyjnym graczem jak Twój imiennik?
Jak będzie teleturniej o polskiej współczesnej poezji, masz wygraną w kieszeni.
17 listopada, 2009 o 22:59
albo zacznij pisać kryminały jak poetka Iza Smolarek i Michał Witkowski.
18 listopada, 2009 o 13:10
iza, dzięki za poradę. obawiam się, że jest ona trochę spóźniona. ewa pisze, że witkowski robi przed każdą ksiązką badania empiryczne. Infiltruje świat prostytutek, obija się o ściany kabin TIRów, nie dosypia. Na takie badania trzeba duzo czasu. Przynajmniej kilkanaście miesięcy. Mój zasiłek kończy się w marcu i będę musiał iść do pracy – 8 godzin dziennie. czyli kończy się laba i beztroski okres nudy. trzba będzie gdzieś zarobić te 800 zł najmniejszej krajowej. za 4 miesiące nie będę miał czasu na nic. Nawet jak zatrudnię się jako sprzedawca telefonów komórkowych. kiedy dostanę laptopa i bede mógł wreszcie zrezygnować ze swojego IBM 386, kiedy dostanę telefon komórkowy itp., to i tak nie bedę miał za duzo czasu.
wiesz po co oni dają w tej robocie telefon i laptopa?
po to, by ktoś z kierownictwa mógł do ciebie zadzwonić dokładnie za pięć szósta – czyli tuz przed tym jak kończysz pracę – i powiedzieć ci, że musisz do jutra, do godziny 10 rano wklepać 7 tysięcy nazwisk klientów kluczowych. Imię, nazwisko, adres, PESEL, NIP, nazwa firmy. Adres. Adres firmowy, nazwa województwa i dziesięciocyfrowy numer telefonu w rubryczce: „tel. kontaktowy”.
Wiesz ile to jest pisania? izka, noc z głowy i trzy sześciocentymetrowe kreski amfetaminy o grubości ołówka. w okolicy dziewiątej bierzesz prysznic, przechodzisz jeden mały mikrozawał. taki sam miałaś tydzień wcześniej po podobnej robocie dlatego tym razem nie panikujesz i nie dzwonisz na pogotowie. jedna tabletka nitro. druga. uspokajasz się. wczołgasz się na klopa. sikniesz. na kupę nie wystarczy ci sił. zresztą nie masz czym srać. nie zdążyłaś zjeść. zresztą po amfetaminie nie chce ci się jeść. za to poruchałabyś. szybka palcówka. od czasu do czasu spoglądasz na zegarek z pulsometrem, który założyłaś trochę automatycznie. zabierasz go na poranną przebieżkę dookoła bloku, którą w TVP nazywają jogingiem.
Dzisiaj nie pobiegniesz bo nie masz czasu. Ledwo się wyrobiłaś z wklepywaniem nowej bazy danych. Ale i tak się zegarek przyda. Zapiszczy gdy w trakcie masturbacji będzie nie tak coś z sercem. Po drugim mikrozawala cięgle czujesz ten dziwny, metaliczny posmak na jezyku. Jeszcze kilka ruchów. Jeden. Drugi. I jeszcze jeden. Dochodzisz.
Leżysz na wykafelkowanej włoskim gresem podłodze. Zimno ci w dupę. Zimno w plecy. Nie martwisz się o przeziębione nerki, które pewnie upomną się o swoje za 15-20 lat. Wpatrujesz się w sufit. Głęboko oddychasz. Starasz się to robić tak jak pokazywała pani w telewizji, która w niedziele opowiadała o tym, że prawdziwa siła człowieka tkwi w oddechu. I że człowiek, który zapanuje nad swoim oddechem jest w stanie dokonac wszystkiego. Ty wiesz, że dzisiaj, dokładnie za trzydzieści osiem minut, w biurze, na prezentacji u szefa będziesz musiała dokonać kolejnego cudu.
Podnosisz się. Nie miałaś zbyt duzo czasu na relaks i odpoczynek. Twój prywanty gabiet SPA – cztery metry kwadratowe łazienki, bez okna – musi ci wystarczyć do końca życia. Bo tak długo będziesz spłacała kredyt hipoteczny.
Wycierasz wilgotną po orgazmie cipę. Wkładasz majtki – bokserki. Nie masz zamiaru męczyć się w stringach. Zakładasz je tylko wówczas, kiedy masz 3 % szans na jebanko. Szybkie. Byle jakie i byle jak. Na zamkniętej desce klozetowej w firmowej toalecie, na odpierdol ale jebanko. Takiej okazji dawno nie miałaś. A może i miałaś, ale nie zauważyłaś.
Myslisz chwilę o jedzeniu. W sumie przydałoby się coś zjeść. Na amfetaminowym zjeździe nie odczuwasz głodu, ale wiesz, że twój organizm potrzebuje pokarmu. Wciskasz sobie do gardła trzy, oblane czekoladą sześciany wedlowskiego ptasiego mleczka, które stoją otwarte od dwóch tygodni. Lubisz smak waniliowy, ale tym razem z chęcią puściłabyś pawia. Nie robisz tego, bo wiesz że musisz coś zjeść by nie zdechnąć.
A z chęcią byś zdechła. Gdybyś tylko mogła zmieniłabys się w kupę śmierdzącego, gnijącego mięsnego gówna. W tej chwili czujesz się przecież jak kupa śmierdzącego, gnijącego mięsnego gówna. Myślisz sobie, że albo masz poamfetaminową depresję albo jest to uczucie, które towarzyszy ci od jakiegoś czasu.
W drodze do firmy starasz się przypomnieć sobie jeden udany dzień. Próbujesz odnaleźć w swojej przeszłości jeden dzień życia pozbawiony trosk. Dwanaście godzin słońca, bezchmurnego nieba. spokoju. Szukasz obrazu mrowiska na skraju lasu i cieniutkich zatłoczonych ścieżek mrówczych, które prowadziły do leżącego opodal ciała zdechłej myszy.
Na szóstym przystanku łapiesz się na tym, że myślami jesteś w domu dziadków. Jest lato. Są wakacje. Masz wąsy od mleka. To było tak dawno.
Dzwoni komórka. Twoja. Tylko ty masz taki dzwonek. Smyczki z Psychozy Hitchcocka. Trupa tym można obudzić.
Szef cię nie opierdala. Nie wyzywa od głupków. Nie nazywa debilem, kretynem osłem i nieukiem. Od szefa nie usłyszysz też ani jednego brzydkiego słowa na k, na ch i na p. Ale dlaczego, kiedy odłożysz słuchawkę po rozmowie z szefem, to czujesz się jak główna bohaterka sceny brutalnego, grupowego gwałtu z filmu: „Triple Penetration”.
19 listopada, 2009 o 23:27
Marku, uprzejmie donoszę, że dzisiaj wybrany przewodniczący Rady Europy jest z wykształcenia filozofem i nie wiem co wcześniej sprzedawał.
Znalazłam następny przykład wykorzystania Twojego dyplomu: droga polityczna. Najpierw zostajesz asystentem posła, potem poseł wsadza Ciebie na pierwsze miejsce w wyborach samorządowych, rozpychasz się łokciami, organizujesz heppeningi, pisze o Tobie prasa, otrzymujesz fuchę na przykład radę nadzorczą, pod warunkiem, że jesteś asystentem posła koalicji. Potem zostajesz szefem partii na swoim terenie i tak bez leżenia na kafelkach w łazience ujarany po nos, funkcjonujesz całkiem nieżle.
To podobna droga jak przepychanie sie w konkursach poetyckich. Kumplowanie w polityce także pomaga.
(wpisałam przed chwilą nazwisko młodego działacza SLD w Gdańsku, ale wymazałam, bo musiałabym podać także nazwiska z młodzieżówki PiSu i PO)
Nie sądzę, aby Michał Witkowski miesiącami kolegował się z kierowcami tirów, jeżdził z nimi, spał z nimi.
Po przeczytaniu Margot uważam, że Michał Witkowski karnął się raz tirem, obejrzał dwa filmy drogi i znalazł w internecie słowniczek ze slangiem kierowców. A poezję wypożyczył z nieszuflady.pl.
Wracając do wykorzystywanego, zniewolonego pracownika firmy od telefonów komórkowych. Czy rzecz dzieje się w Polsce? czy tylko taki scenariusz podpowiada Ci wyobrażnia?
Moje doświadczenia z pracownikami telefonii komórkowej są do tej pory złe. Nie szanują czasu innych ( tzn. mojego), nagminnie spóżniają się, nie informują o tym i uważają , że sie nic nie stalo. Ale oni pewnie już awansowali, ponieważ obsługują klienta biznesowego.