Kiedy wspólnie weszli do hotelu, Dżak najpierw podszedł do recepcjonisty.
– Nazywam się Menel i mam tu rezerwację powiedział.
Pracownik hotelu spojrzał uważnym okiem na komicznie ubranego młodzieńca, tak jakby dziwił się, że ktoś w takiej wyświechtanej, czarnej kapocie, z laską w dłoni mógłby mieć rezerwację w tak ekskluzywnym hotelu.
– Czy mógłby pan to sprawdzić? ponaglił go zniecierpliwiony i wyraźnie poirytowany ową obdukcją Dżak.
Recepcjonista pomyślał w duchu: Skąd się biorą na świecie tacy kosmici? Czy ten człowiek nie ma w domu lustra?. Jednak zasady etykiety powstrzymały go przed wezwaniem ochrony i wyproszeniem takiego i podobnych mu jegomości, przed upewnieniem się czy faktycznie nie posiadają rezerwacji w hotelu.
– Już sprawdzam odpowiedział spokojnym tonem i wystukał nazwisko Dżaka na klawiaturze komputera. Po chwili sprawdzania w bazie danych powiedział:
– Przykro mi proszę pana, ale nie dokonano rezerwacji pokoju na nazwisko Menel.
– To niemożliwe powiedział zaskoczony Dżak Proszę jeszcze raz sprawdzić.
– Czy mógłby pan powtórzyć nazwisko? poprosił recepcjonista.
– M E N E L powiedział głośno i wyraźnie Dżak.
– Niestety, nie posiadam rezerwacji na takie nazwisko odpowiedział kulturalnie pan z recepcji. I dodał:
– Być może pomylił pan hotele.
Skonsternowany Dżak bezradnie spoglądał na recepcjonistę. Nie wiedział, co ma zrobić. Odwrócił się do Atomizera i Lusi w poszukiwaniu wsparcia intelektualnego. Lusia jednak w tym czasie ciągle masowała mięśnie żuchwy, a jego najlepszy przyjaciel, trzymając ręce w kieszeniach podziwiał wnętrze luksusowego holu. Nagle zaświtał mu w głowie pomysł. Szperając po kieszeniach czarnej peleryny, wydobył z niej kopertę i wyjął zaproszenie, które dostał od sekretarza konkursu im. Kościotrupków. Przejrzał je pośpiesznie, poczym podał recepcjoniście, mówiąc:
– O, proszę pana, tutaj mam zaproszenie, na który jest wyraźnie napisane, że mam rezerwację w hotelu Hilton, czyli u was.
Pracownik hotelu z uwagą przeczytał karteczkę.
– Faktycznie, jest mowa, że organizatorzy zarezerwowali pokój w Hiltonie, jednak dla pana Dżaka Mehnela i osób towarzyszących powiedział recepcjonista wyraźnie akcentując literkę h w nazwisku. Dżak ściszonym głosem powiedział:
– Proszę pana, ale to ja jestem ten Mehnel tylko, że nie używam tego nazwiska. Zmieniłem je sobie na Menel.
– Hmmm zdumiał się pan z recepcji i dodał A dlaczego?
– Z kilku powodów. Po pierwsze, nazwisko Mehnel jest niemieckie a ja przecież jestem Polakiem. Nie godzi się Polakowi być w Polsce Niemcem. Po drugie, literkę h już mój tatuś wydrapywał z dowodu osobistego żyletką. Zawsze powtarzał: Synku, to h jest nieme, nie ma zatem większego sensu, żeby nieme h szpeciło tak wymowne nazwisko. Kontynuuję zatem ową rodzinna tradycję wydrapywania literki h. Po trzecie i to jest najważniejsze, nie wiem czy pan wie, ale jestem wieszczem.
– Ale co to ma tego? zapytał recepcjonista. Nie zaskoczyła go deklaracja chłopca, który twierdził, że jest wieszczem. Przecież co trzeci klient hotelu mu o tym oznajmiał, zatem przywykł już do podobnych wyznań, uznając je za folklor Krakofa. Zdziwiło go powiązanie wieszczostwa z literką h.
– Czy wie pan kim był Czesław Miłosz? zapytał Dżak.
– Był wieszczem.
– No właśnie, a czy wie pan jak naprawdę nazywał się Miłosz?
– Miłosz nazywał się Miłosz.
– A właśnie, że nie. Otóż Miłosz nie nazywał się Miłosz, ale Milosch. To jego prawdziwe nazwisko.
– Skoro Miłosz, to nie Miłosz ale Milosch, to dlaczego Miłosz jest Miłoszem a nie Miloschem? zapytał zdziwiony recepcjonista.
– I tu dochodzimy do sedna sprawy. Milosch i Miłosz to dwie różne nazwy tej samej rzeczy powiedział Dżak Wiadomo, że każdy wieszcz jest bardzo mądrym człowiekiem. Czy tak?
– Jak żeby nie? potwierdził w dziwnej manierze recepcjonista. A należy wiedzieć, że człowiek ten znudzony podawaniem kluczy, wiecznym uśmiechaniem się do gości hotelowych, studiował nocami dialogi Platona. Marzył skrycie o karierze filozoficznej. O tym, że któregoś razu stanie się sławnym na cały świat krakofskim Sokratesem. Uwielbiał on tę postać, a w szczególności sokratejską maieutykę, w której się wprawiał trenując na gościach hotelowych. Bawiło go zakłopotanie na twarzach gości, kiedy prowadząc według reguł maieutycznych rozmowę, przekonywał ich w końcu, że poranna kawa, którą zamawiali do pokoju na śniadanie, wcale nie była kawą a najdroższym szampanem.
– Czy Miłosz był wieszczem? zagadnął Dżak?
– Nie było inaczej! potwierdził recepcjonista
– A zatem kontynuował Dżak skoro zgodziliśmy się co do tego, że Milosch, jako Miłosz był bardzo mądry, to przyznasz mi także, że jego mądrość, jako, że był bardzo mądry, nie miała żadnych granic?
– Na Zausa, prawdę rzeczesz.
– A widzisz! powiedział Dżak Skoro mądrość ta była bez granic uznać należy, że mądrość ta, jako bezgraniczna, obejmowała swoim zakresem nie tylko to zdarzenia przeszłe, ale całą przyszłość. Na to się chyba i ty zgodzisz i ja?
– Tak jest.
– Skoncentrujmy się w tej chwili na wiedzy o zdarzeniach przyszłych. Zgodzisz się zapewne co do tego, że Milosch przewidział to, że będzie wieszczem i że zrobi wszystko, by wyjść swojemu przeznaczeniu na przeciw?
– Zaiste!
– A jak uważasz zapytał Dżak czy w Polsce, kraju ksenofobów genetycznych, może być wieszczem jakiś obcokrajowiec?
– Nie.
– A czy nazwisko Milosch jest pochodzenia polskiego?
– Nie, na Zeusa!
– Zatem kontynuował Dżak skoro Milosch wiedział, że stanie się wieszczem i wiedział, że w Polsce wieszczem może być tylko Polak, to czy nie sądzisz, że zmienił nazwisko na Miłosz tak, by nikt nie miał wątpliwości co do jego pochodzenia?
– Też bym tak zrobił, gdybym wiedział, że będę wieszczem! odparł recepcjonista.
– No właśnie. Dochodzimy teraz do sedna. Otóż ja też wiem, że będę wieszczem i dlatego, jak każdy szanujący się polski wieszcz, spolszczyłem swoje nazwisko z Mehnel na Menel. Dzięki tej amputacji o literkę h, bez przeszkód mogę być tym, kim mam być.
– A skąd pan wie, że będzie wieszczem? zapytał lekko zdezorientowany wywodem gościa recepcjonista.
– Wiem to, ponieważ jestem wieszczem, a jak już się wspólnie zgodziliśmy, wiedza wieszcza jest bezgraniczna.
Recepcjonista zdumiał się lekko. W jego głowie pojawiła się rozterka: Ale przecież każdy może powiedzieć o sobie, że jest wieszczem. Czy to od razu musi oznaczać, że nim jest?. Nie zapytał jednak Dżaka skąd wie, że jest wieszczem, bo znałby odpowiedź. Dżak po raz kolejny odwołałby się do niszczącego argumentu: wieszcz wie wszystko i tym samym zapędziliby się w dalszej rozmowie w ślepą uliczkę. Odwołał się natomiast do swej wiedzy na temat systemu filozoficznego Platona. Pomyślał: Skoro idee są te same, wieczne, niezmienne i boskie, to nieważne jak je będziemy nazywać, to i tak będą ideami. Zatem czy on się nazywa Mehnel czy Menel, jest taki sam i niczego to nie zmieni. Niech mu będzie! Potraktuję go po platońsku!. Poczym podał Dżakowi klucze do pokoju. Chłopiec odebrał je z wyraźna ulgą, wypełnił stosowne rubryczki, odwrócił się do członków swej ekipy i powiedział:
– Chodźmy! Załatwione. Pokój numer 106.
Kiedy cała trójka zbliżyła się do windy, recepcjonista-platonik zawołał głośno do Dżaka:
– Proszę pana, może to pana zainteresuje.
– Co takiego? zapytał Dżak.
– W pokoju 105 zameldował się profesor Vitalij Willg. Przyjechał wczoraj, prosto ze Lwowa i też na konkurs im. Kościotrupków.
– Aha! To ciekawe odpowiedział chłopiec. Wkrótce jednak miał się przekonać, że prof. Willg nie jest dla niego całkowicie nieznajomą postacią, że już go kiedyś spotkał, w przedziale pociągu, którym jechał ponatchniewać się na wieś.