.
Co polski poeta może zrobić poezji? – to wiemy: Ukatrupić.
Co może zrobić poezja z polskim poetą? Na to pytanie odpowiada słynny eseista, sprawdzony juror i felietonista, rowerzysta, poeta a miejmy nadzieję, że wkrótce także i prozaik – Jacek Gutorow.
Jacek Gutorow jest tak uzdolniony, że fiu, fiu. W tym przypadku jak w żadnym innym onomatopeiczne „fiu” należy traktować z taką powagą, z jaką traktuje się prawdy wiary. Sławny eseista, felietonista, bilardzista, poeta a wkrótce i prozaik jest w stanie wydać w jednym roku (jak to się zdarzyło w 2001) trzy książki. Ile Gutorow książek produkuje rocznie? To pozostanie słodka tajemnicą uzdolnionego rowerzysty i bilardzisty.
W jednym z ostatnich swoich dzieł Gutorow, natchniony polski poeta pogrążony w transie, wszedł w dziwną relację z poezją jako taką. Poezją rozumianą pierwotnie – najogólniej jak to tylko jest możliwe. W tomiku Inne tempo Jacek Gutorow opisał owo spotkanie trzeciego stopnia. Oto fragmenty stenogramu:
Piątek. Jestem w Chróścinie.
Poezja zasłania mi widok
na ogród. W telewizji informacje
z kraju – niezbyt czysta proza,
trochę przegadana.
Nie wsłuchuję się, ale wiem:
po raz kolejny w tej dekadzie
budujemy nową Rzeczpospolitą.
Pamiętam łubiny. Kiedyś
napisałem o nich wiersz. Niedobry.
Z tego okna dobrze je było widać.
Bawię się pilotem. Stado dzikich gęsi
przelatuje po niebie. Żadnych innych
przemian w najbliższej przyszłości.
Po polach spacerują wrony.
Dzwon wzywa do kościoła
to, co zostało z wiernych.
[Łubiny]
Okazuje się, że poezja może „zasłaniać widok na ogród”. Być może dlatego wierszyk o łubinie, o kondycji prozy w kraju, odbudowie Rzplitej, zabawie pilotem od telewizora, o stadku dzikich gęsi, wronach spacerujących po polu, dzwonie dzwoniącym – pozostaje wierszykiem o: łubinie, o kondycji prozy w kraju itp. itd.
Pierwszy kontakt Jacka Gutorowa z poezją nie wypadł dobrze. Chyba, że ktoś lubi opis ogródka i proste konstatacje: „w kraju jest źle” „proza przegadana” itp.
Drugi kontakt poety z poezją także nie zachwyca. Słowo kluczowe „poezja” pojawia się w tytułowym wierszyku. Oto kontekst użycia:
Zmienia tempo,
jakby zmieniał biegi.
Jest kawa i są dwa słońca.
Po chwili pada deszcz,
a on czyta dział ogłoszeń (to też poezja).
Jest. Są. Będziemy.
Zapytuje sam siebie o wartość tego zsunięcia się
w wolne miejsce pozostałe po wyobrażeniu.
Wydaje się, że nic tam nie ma.
Ale to trwa krótko:
pod koniec słowa
wymyślają kolejną intrygę.
Bierze go inne tempo.
[Inne tempo]
Okazuje się, że poezja w swej najczystszej formie może przeszkadzać poecie w codziennych rytuałach. Żona o poranku, bez makijażu z papilotami we włosach widziana przez pryzmat poezji zmienia się w kalafiora z maską gazową w miejscu, w którym powinna być twarz. Cóż pozostaje poecie jak tylko zastanowić się, „zapytać o wartość tego zsunięcia się w wolne miejsce pozostałe po wyobrażeniu”? Przecież żona w nie tylko przed, ale w chwili ożenku i krótko po wydawała się taka idealna. Taka piękna. Taka doskonała. „Ale to trwa krótko” – oznajmia poeta i główkuje jak tu się pozbyć babsztyla, który od półtora roku nie goli nóg. „Wymyśla kolejną intrygę” i wpada na pomysł: zamiast klasyki – czyli arszeniku lub atropiny do kawy, zacznie z żoną biegać. Narzuci mordercze tempo biegu – inne tempo. Babka nie wytrzyma i zejdzie na drugim okrążeniu.
Jak widać poezja przy bliższym spotkaniu może okazać się zabójcza. Nie tyle dla poety ale dla jego otoczenia, szczególnie: tego najbliższego.
Kolejna relacja ze spotkania z poezją zawarta jest w długaśnym tekście pt. Paralaksa. Wiersz ten jest wyznaniem zrozpaczonego podmiotu lirycznego, który wie, że jego stwórca – żywy poeta – musi w niedługim czasie dostarczyć skrypt wydawcy by wywiązać się z zakontraktowanego terminu. Podmiot liryczny wpada w pewnym momencie w panikę i zaczyna opowiadać o tym, jak to się źle pisze wiersze i że są słowa, słowa, słowa.
właśnie w tej chwili siedzę przy biurku na placu teatralnym i zapisuję
te słowa, które mają mnie uratować
[Paralaksa]
Zanim podmiot liryczny wykrztusi z siebie rzeczownik rodzaju żeńskiego, który nast w tym przypadku najbardziej interesuje, opowie o:
właśnie w tej chwili zrobiłem kawę, a ty rozpuściłaś włosy takim gestem,
jakby miały opaść do samej ziemi
właśnie w tej chwili miasta obwodnice jezdnie ciągi neonów zestrzelone
obłoki niosące resztki ech nad miastem piękne miasto
Innymi słowy: klasyka. Podobnie jak sałatki majonezowe na oficjalnych imprezach służą zapchaniu żołądków zanim podany zostanie łosoś lub pstrąg z grilla, tak w tym przypadku wyznania:
„obłoki niosące resztki ech”, „zrobiłem ci kawę a ty rozpuściłaś włosy” – służą po to, by zapełnić jakoś tych 80 zakontraktowanych stron. Trzeba coś napisać. Niech to będą „resztki ech” i „zestrzelone obłoki”, ale ważne żeby w ogóle były. Tak jak w serialu składajacym się z 1000. odcinków. Nikt nie pamięta o czym jest odcinek 489., ale bez tego odcinka nie byłoby serialu tysiącodcinkowego.
Ale skupmy się na słowie kluczowym. W pewnym momencie, w omawianym tekście, kiedy już poeta wyrzuci z siebie wszystkie: „sztuczne szelesty” (a propos „szelestów” w poezji. W liceum im. K.K. Baczyńskiego, na lekcjach języka polskiego mieliśmy gablotkę, w której umieszczano sławne cytaty, fotki i inne takie głupoty. Na samej górze, dużymi literami wyklejono napis: „BYŁEM JAK LIPY SZELEST”. Pewnego razu zrobiłem użytek z małej karteczki, którą poskładałem odpowiednio i przypiąłem szpileczką tak, że z „L” zrobiło się trochę kwadratowe, ale łatwe do zidentyfikowania „C”. Taki niewinny „daszek” a tyle zmienia), przechodzi do opisu relacji spotkania z poezją:
właśnie w tej chwili udaję, że jestem dorosły; jako wyimaginowany
dorosły udaję, że jestem dzieckiem; jako zupełnie niemiarodajny
dzieciak mam pretensję do dorosłych, że traktują mnie jak dzieciaka;
w końcu sam nie wiem, ile we mnie z dziecka, a ile z dorosłego
właśnie w tej chwili kropla deszczu spływa po szybie i nie ma w tym
nic ale to nic poetyckiego
Faktycznie. Jacek Gutorow jak zwykle i tym razem się nie myli: w tej logicznej łamigłówce nie ma tym nic poetyckiego.
Czy jest tu cząstka logiki? Za chwilę się okaże.
A udaje, że jest dorosły
A jest wyimaginowany i jest dorosły
A jako wyimaginowany i dorosły udaje, że jest dzieckiem
A jako dziecko ma pretensje do B, że jest A a nie B
A nie wie czy jest A czy B
Wniosek:
A powinien dostać manto od B
Kolejnym zapychaczem w tomiku jest oda do mandarynki. Gutorow jako poeta nie oszczędza nie tylko siebie jako pisarza, ani swojej reputacji w środowisku. Poeta litości nie ma także dla czytelnika. Wie, że czas nagli, że zakontraktowany tomik wysłać kiedyś trzeba. A nuż pobity zostanie rekord z roku dwa tysiące jeden, w którym to wydał X, Na kresach człowieka oraz Aurorę. Dlatego po powrocie z piątkowych zakupów w TESCO, wrócił do mieszkanka. Usiadł przy kuchennym stole, na którym postawił jedną małą mandarynkę, którą zakupił w promocji za 4,99 PLN/siatka. Wpatrzył się w nią raz. Wpatrzył raz drugi. Zamyślił się trzy razy. Pięć razy westchnął i tym oto sposobem udało mu się napisać pierwszą część ody do mandarynki:
1.
Otwieram oczy i widzę mandarynkę.
[mandarynka]
część druga i trzecia ody mają podobny ciężar gatunkowy co część pierwsza. Ale mimo to zacytujmy je:
2.
Jest cudownie okrągła, wycofana i wysyła pomarańczowe promienie.
3.
Jej skórka: gładka w dotyku, szorstka w wyobrażeniu.
Zajmuje miejsce światła, które skupiło się gdzie indziej,
w jaśminowcu pod balkonem lub tu i tam,
na mahoniowej politurze.
Ciekawym eksperymentem byłoby porównanie mandarynki kupionej w TESCO z mandarynką zakupioną w AUCHAN albo w sieci marketów KAUFLAND. Poeta nie wpał jednak na ten nowatorski pomysł i kontemplując indywidualne piekno cytrusa w końcu dotarł do tego etapu podróży w głąb własnego natchnienia, w którym poeta spotyka się z esencją poezji. Gutorow zamiast po staropolsku ugościć ową szlachetną damę, wkłada w usta podmiotu lirycznego wyrzut:
11.
Ile mi dałaś, poezjo.
No ile.
Ledwie starcza na mandarynkę
i kilka dygresji.
Trudno się dziwić. Taka a nie inna reakcja ma swoje uzasadnienie. Każdy polski poeta chciałby kupować mandarynki w KaDeWe a nie w TESCO. Z drugiej strony jednak Gutorow nigdy nie zrobi zakupów w Almie, bo poezja nie była dla niego szczodra. Tych „kilka dygresji”, natchnienie, które „ledwie starcza na mandarynkę” – to o wiele za mało jak na NOBLA, NIKE itp.
Jacek Gutorow publikuje książki od 1997 r. Dostał kilka nagród. Ale nie dostał ich tyle, ile spodziewał się otrzymać przez te wszystkie lata mąk twórczych i rozterek artystyczno-duchowych. Ma świadomości, że dawno osiągnął szczyt swoich literackich możliwości. Ody do mandarynek nie tyle nie są zapowiedzią jakichś postępów w rozwoju, ale przede wszystkim są dowodem pewnego wypalenia artystycznego. Poeta nie wiedząc o czym ma pisać, ustami swojego doppelgängera wyznaje:
Chcę wyjść poza ramę wiersza – ku temu, co bezimienne.
Chcę zrzucić poezję jak starą skórę.
[czego nie namalowali Holendrzy]
Ale z poezją jest jak z camorrą. Nie można tak sobie odejść. Za coś trzeba płacić rachunki, trzeba przecież jeść, kupować perfumy żonie, nowe tiszerty kochankowi. Poezja zawsze upomni się o swoje. O tym Jacek Gutorow dobrze wie i wiedzę o tym przekazał podmiotowi lirycznemu:
Wyjść z ładnych wierszy
i nie dać nic po sobie poznać.
Zrozumieją?
Honoraria nie są przewidziane.
Tylko zwrot kosztów podróży.
Ale wychodzi się na swoje.
[I. Jadąc na wieczór poezji]
Ten, kto wierzy w to, że „Honoraria” (w jakiejkolwiek postaci: prestiżowe spotkanie, relacja w Wyborczej, zajawka w TVP, audycja w radio, gruby szmal) „nie są przewidziane” musi uwierzyć także w to, że Jacek Gutorow gotów jest wystąpić w świetlicy Szkoły Podstawowej w Niedoradzu, w której zaprezentuje swoje wiersze na temat mandarynki.
Podmiot liryczny powołany do życia w tomiku Inne tempo zdradza także inne szczegóły przeniesionego na niwę wiersza obcowania poety z poezją. Poezja okazuje się być demonem, który „dociska język”. Kategoria „dociśniętego języka” podobnie jak pojęcie ubezwłasnomyślenia pochodzi z dawnych czasów, w których dociskano, odciskano, rozkazywano jak myśleć. Gutorow-Poeta w kontakcie z tą dziedziną ducha jaką jest poezja czuje się jak wyrobnik. Jakk robotnik przymusowy w Trzeciej Rzeszy, któremu rzucono na plecy ciężki kamień i kazano obchodzić tak kilkakrotnie KZ. To reżim, rygor, to zniewolenie i ośliniony, zbrojny w kły wilczura pysk:
Ale słowo. Mógłbym z nim pojechać
na poetycką wiosnę lub literacką jesień.
Łączy cholewki wysokiego buta
i dociska język do nogi.
A dociśnięty język to przecież poezja.
[II. Sznurowadło]
Ostatnia relacja ze spotkania z poezją pojawia się w kolejnym tekście-zapychaczu. Mowa o wierszu: Nad brzegiem rzeki.
W roli rzeki – wystąpiła w wierszu Odra. I jak to z rzekami w wierszach bywa – rzeki posiadają brzegi (Jak w piosence: „Był już niejeden las, wiele przeszliśmy rzek, ale najpiękniejszy, ale najpiękniejszy jest naszej Wisły brzeg”). Niestety ów desant literacki nie powiódł się. Podmiot liryczny oznajmił:
Żadnej inspiracji.
Na brzegu – przed poezją.
Na brzegu – po poezji.
Powietrze tu nie wieszczy.
[nad brzegiem rzeki]
Tomik Jacka Gutorowa jest kolejnym beztreściowym produktem wydawniczym. Łatwo jest mi sobie wyobrazić wszystkie specjalistyczne recenzje oraz achy i ochy docierające z jądra poetyckiego światka do uszu autora omawianego dzieła. Jednak powodem tego szumu nie jest wartośc tomiku, ale zasada wzajemności. Trudno uwierzyć bowiem w najbardziej wyszukaną laudację na temat Innego tempa gdy sam autor rozpoczyna tomik takim oto przepięknym, idealnie odartym z treści wszelkiej tekstem:
Ledwie tknięty, wieża i czarne planty.
Światło zatraca się w malignie.
Szarosine dzieci idą do szkoły
po rosistej darni, z której usunięto detale.
[Ledwie tknięty, wieża i czarne planty]
Skoro jest to taki zły tomik, to kto go wydał? Jak zwykle, tak i w tym przypadku odpowiedź może być tylko jedna.