`
8.50 – dzwonię do fryzjerki, umawiam się na godzinę 13.00 ( wieczorem jest impreza w klubie w Sopocie)
9.00 – dzwoni z samochodu prawnik, pyta czy wiem co się dzieje, usłyszał w radio, że jest awaria samolotu lecącego do Katynia
9.00 – odpalam komputer, na wuperii nic, czyli prawnik się przesłyszał, przerzucam na TVN 24, gadające głowy: dziennikarz, Olejniczak w studio i dwie osoby jeszcze , mówią o katastrofie, nie wiedzą ile osób zginęło, ile żyje. Reuters podaje, że zginęło 87 osób w tym para prezydencka.
9.20 – dzwonię do mamy, telefon zajęty, po pięciu minutach udaje mi się, mówię: – włącz telewizor, samolot z ludźmi lecącymi na obchody rozbił się koło Katynia. Cisza.
– mamo jutro rano, tak jak umówiłyśmy się wcześniej, jutro będę u ciebie i jedziemy na śniadanie na 9.00 rano. Mama przytakuje, koniec rozmowy.
9.30 – dzwoni przyjaciółka prawie Matka Teresa, rozmawiamy 15 sekund
9.40 – esems od australijskiej kuzynki z pytaniem: czy maryncia leciała z prezydentem? Na tego esemesa odpowiem po pół godzinie, bo dopiero wtedy pojawi się informacja, że dziennikarze tym razem lecieli drugim samolotem.
10.00 -nikt nie ocalał w katastrofie, błąd pilota na pierwszy rzut oka, ale kto ponosi odpowiedzialność…( dasz radę, wylądujesz, śpieszymy się. ludzie na nas czekają). O tym rozmyślam.
10.05- esemesy: o powieszeniu flagi w oknach, o mszy w katedrze oliwskiej, wysyłam esemesa z opcja przekaż dalej do Norwegii, Anglii, Niemiec, błyskawiczne odpowiedzi: tak wiedzą, niemiecka przyjaciółka oddzwania, jej mama rozpacza, sądzi, że samolot zestrzelili Rosjanie. W latach pięćdziesiątych z siostrą bliźniaczką wychowywała się w rosyjskim sierocińcu, jej polscy rodzice zostali wywiezieni do łagrów i tam zginęli. Aż pojawiła się „dobra pani” i wybrała ją spośród gromadki sierot. Zabrała ją do Polski i postanowiła wykształcić. Dziewczyna skończyła medycynę. Jej siostra bliźniaczka nie miała tyle szczęścia. Z rosyjskiego sierocińca wyszła dopiero po ukończeniu osiemnastu lat . Spotkały się ponownie jako dorosłe kobiety. Matka Ewy sprowadziła siostrę do Polski, ale po kilku latach wyjechała do Niemiec do rodziny.
10. 20 – czekam na listę ofiar, nie spekuluję, nie sprawdzam, nie dzwonię
11.30 – przychodzi mój przyjaciel R. Rozmawiamy. Mówi, że taksówkarz, który go wiózł powiedział, że zginął jego prezydent i ho ho jak teraz radują się zwolennicy Platformy. R nie wytrzymuje, mówi kierowcy, że nie świętuje pomimo popierania PO i taki tekst jest niestosowny, przynajmniej dzisiaj. R chce jechać do stolicy na uroczystości pogrzebowe. Ja na pewno nie pojadę. Żegnamy się.
Donald Tusk jedzie samochodem do Warszawy.
12.00 jest pełna lista zabitych. 96 osób, wśród nich A, sąsiad, kilku znajomych, nie ma nikogo z rodziny.
12.05 – esemes : „zapalmy świeczkę pod biurem A. o 18.30”. Nie pójdę.
13.00 – zakład fryzjerski, siadam na fotelu, gwar, przekrzykiwanie, trzy panie ferują wyroki, znają się na samolotach, wychodzę z mokrymi włosami, już wiem, że dzisiaj potrzebuję ciszy i samotności.
15.00 – czytam na mesjanistycznym portalu o liczbie 44 i dacie 10.04.2010, autorka przelicza:10+4+20+10=44 i wyciąga wniosek, że ta data to znak zapisany ręką wieszcza. A przecież w numerologii suma tej daty to 8, a nie 44 (nadal przeliczam).
15.15 – czytam wpis o winie i dziewczynie i komentarze na hmn
Wpisuję się: „P I E R D O L I C I E !” i natychmiast usuwam. to zbyt mało. Postanawiam napisać tekst o metafizyce. Muszę to zrobić jak najszybciej w myśl zasady: zaszyj dziurkę póki mała. Znowu dopadł mnie przymus wyrzucenia z siebie informacji.
Zasypiam na pół godziny, wstałam dzisiaj o piątej rano,
17.30 – budzi mnie telefon. Znajomy mówi, że A. miał jechać pociągiem, ale w ostatniej chwili zwolniło się miejsce w samolocie. Udało mu się…
19.00- czytam bezpłatne wydanie Gazety Wyborczej. Artykuł, w Którym Adam Michnik nazywa przyjacielem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przeglądam polukrowane teksty. Coś jest ze mną nie tak. Czy nie powinno się pisać o umarłych albo dobrze, albo wcale. Niepotrzebnie analizuję. A Tusk wszak rano płakał. Wiem, że się wzruszył bardzo.
Wyciszam telefony. Nie ma mnie dla nikogo.
20.00 – 22.00 – oglądam wiadomości, przeskakuję po programach telewizyjnych, goście i dziennikarze w studio są dla siebie bardzo mili, mówią o zmarłych pięknie, dwa razy słucham wypowiedzi byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o tym, że premier Putin osobiście stanął na czele komisji, która ma wyjaśnić przyczyny katastrofy i jaki to jest ważny znak dla Polski, krok ku poprawie wzajemnych stosunków. Tusk klęka, Putin obejmuje premiera, Jarosław Kaczyński stoi przy szczątkach samolotu. Hieny wszystko rejestrują, kręcą, marzą o fotkach które znajdą się na czołówkach gazet.
23.30 – kładę się spać w łóżku sprawdzam komórkę, ostatni esemes z godziny 23.20: „Swiat nie znosi prozni. Dzisiaj, w ten smutny dzien, o godz. 18.30 przyszla na swiat mala, cudowna Antoninka Maria, pierwsza z piatki naszych dzieci.” tekst dający oddech, klucha uwierająca w gardle znika, rano będę już mogła mówić, zasypiam.
12 kwietnia, 2010 o 1:17
iza, dla mnie te śmierci są równie abstrakcyjne jak nowy projekt budżetu na rok 2011.
w tym przypadku dla mnie śmierć jest wydarzeniem politycznym. nie ma w niej niczego intymnego, brakuje w niej autetyczności, która pojawia się zawszę na chwilę przed zamknięciem wieka trumny. Przynajmniej dla mnie.
zamiast śmierci widzę polityków. ci, którzy nazywali Kaczyńskich oszołomami, teraz łkają. Tusk, który toczył z Kaczyńskim wojny o miejsce w samolocie, teraz przed kamerą odgrywa swoją polityczną rolę rozżalonego członka wielkiej, polskiej rodziny. Na miejscu tragedii, przed szczątkami samolotu ściska się z Putinem. [widziałaś tę scenkę? Putin objął Tuska po męsku, natomiast nasz premier wtulił mu twarz w ramię jakby płakał, ocierał łzy – ale łez nie było widać.]
Zobacz iza na skutki tej śmierci. Zwykle jest tak, że śmierć bardzo uczłowiecza swoje ofiary. Tu jest inaczej. Kaczyński w trumnie jest WYBITNYM mężem stanu – z akcentem na słowo „wybitny”. Wszyscy politycy – niezależnie od orientacji politycznej – nad trumną są jego przyjaciółmi. Wszyscy powtarzają jednym głosem: „To wielka tragedia”.
Ale córka Jarosława i Marii milczy. Nie ma siły. Nie wierzy.
Wierzy natomiast Donald Tusk. Wierzy, że ta tragedia zjednoczy Polskę i Rosję. Wierzy, że ofiara ta nie pójdzie na marne. Wierzy, że nowa epoka stosunków polsko-rosyjskich uwzględniać będzie także interesy narodu, który złożył najwyższą ofiarę z krwi w lesie katyńskim. Wierzy, że zjednoczenie Europy i Rosji jest możliwe. Wierzy, że w związku z tym druga nitka rurociągu będzie przebiegała przez terytorium Polski.
12 kwietnia, 2010 o 4:20
Bardzo ciekawa jest ta cała propaganda uprawiana przy okazji tego nieszczęśliwego wypadku. Mamy więc np. „śmierć na polu chwały” i „kolejne ofiary wciągnięte na listę katyńską” (a przecież to zupełnie dwie różne „ofiary” – tu z nieszczęśliwego wypadku, a tam z masowego świadomego mordu na 22 tysiącach ludzi). Mamy też, że się łączy to ze śmiercią JP II. I w ogóle. Propaganda, no i to mówienie tv jednym głosem na każdym kanale (zauważyłem, że tylko net jako tako pozostaje polem wolnej myśli, mówienia „wbrew”, co oburza komentatorów z tv – „że niby jak tak można itd itd”). I tak Iza, masz rację, te „śmierci” to są wyłącznie polityczne, vip-owskie. Tylko że się teraz na chama pragnie włączyć je do ogólnonarodowej symboliki. Ech, ta propaganda…
12 kwietnia, 2010 o 11:31
abstrahując od tragedii, wprowadziłaś dużo białych plam między godzinami, zasnęłaś w dzień. Autocenzura?
12 kwietnia, 2010 o 11:55
to były przerwy na życie – zgaduję rzecz jasna.
12 kwietnia, 2010 o 13:47
po morzu burza hula, do tej pory zasypiałam w dzień, gdy byłam bardzo chora. Tym razem było inaczej. Spałam w dzień, zasnęłam w przed północą, obudziłam się wyspana o szóstej rano, pojechałam na rodzinne spotkanie na śniadanie. Jestem zakałą antyspołeczną wynika z tego.
Marek ma rację, nie opisałam godzin, w których omijałam historię. O faktach z 10.04.2010 roku przeczytam za dwadzieścia lat w naukowych książkach wypreparowanych z emocji i fleszów.
Autocenzura? wprowadziłam cenzurę na sporo informacji, na przykład na sugestię ze stolicy, aby samolot z prezydencką parą wracał do kraju. Czy o tym przeczytam w książce? To się okaże.
12 kwietnia, 2010 o 14:04
Romek w dzisiejszych gazetach zamieszczono zdjęcia i teksty sławiące zmarłych. Okładka „Polityki” dwadzieścia dziewięć oficjalnych fotografii, w Gazecie Wyborczej Trójmiasto tylko cztery z podpisem „Pomorze w żałobie”. Rano poznałam nazwisko jeszcze jednej osoby z Trójmiasta, która zginęła w katastrofie. Leciała na grób wujka zabitego w Katyniu. O niej nie wspomina się w gazecie.
A co z pozostałymi zmarłymi? Już są wygumkowani, bo zbyt mało medialni. Nie można ich nazwisk wykorzystać wiec się nie podaje?
Roman, śmierć człowieka, interesująca jest medialnie, piarowsko wtedy gdy ma cechy gwiazdorzenia. Inaczej cicho sza, niech opłakuje go rodzina.
12 kwietnia, 2010 o 14:07
Marku, politycy już zawłaszczyli tragedię. Rozgrywają nią w mediach. Jestem przygotowana na młockę i błoto jeszcze w większej skali niż dotąd. Już dzisiaj od rana są tego pierwsze symptomy. Zaczyna się walka o władzę i wpływy na dworze podane ponownie na talerzu. Polityka nie znosi pustych miejsc, już toczy się o nie bitwa w partiach, a medialnie aby zasłużyć się u szefów.
Dlatego robię sobie embargo na medialne informacje przez najbliższy tydzień.
12 kwietnia, 2010 o 14:22
wczoraj, jadąc taksówką, słyszałem w radio Kalisza, który łamiacym się głosem mówił o kolegach i koleżankach, których juz więcej nie zobaczy. wymieniał po kolei, mówił kto obok kogo siedział itp. na koniec dodał, że to byli posłowie z pierwszych rzędów, z pierwszych miejsc.
wiesz, uważam że gdyby w samolocie zginęli tzw. nietelewizyjni politycy (np. poseł Bojko – gość jest piekarzem w Nowej Soli i dostał się do Sejmu dzięki temu, że kilka tysięcy bochenków chleba z naklejonym papierkiem „piekarnia Bojko” krojonych było na nowosolskich stołach), wówczas żałoba nie trwałaby tak długo, nie byłoby debaty, Kalisz nie mówiłby o przerzedzonych pierwszych rzędach bo te byłyby kompletne.
ale nie Kalisz był przerażający we wczorajszym dniu ale taksówkarz. komentując katastrofę lotniczą, żałobę narodową i całe zamieszanie powiedział – i tu cytuje dosłownie:
„Jeżeli platformersi źle to rozegrają, to popłyną na tej śmierci”
12 kwietnia, 2010 o 23:29
Marku, poniżej kilka zdań z wczorajszego dnia. Słowa wypowiadane spontanicznie, bez trzymania w cuglach emocji, przez to szczere. Rozmowy podsłuchane, albo skierowane do mnie na zasadzie podzielenia się swoimi obawami, troską:
-” moja koleżanka tak przejęła się śmiercią rodziców Marty i tak jej żal teraz Marty, czuje jej rozpacz po stracie rodziców, że nie jest w stanie gotować przez najbliższy tydzień i dlatego codziennie zabiera swoją rodzinę do naszej restauracji na obiad i bardzo chwali nasze jedzenie”
– „-zbankrutuję przez tygodniową żałobę, najpierw święta, teraz tydzień bez imprez, kwiecień to będzie dla klubu masakra finansowa”
– ” Kaczyński już się nie podniesie”
– „dzisiaj Jarosław Kaczyński zostałby prezydentem”
-” z Trójmiasta jest też L, Leciał do Katynia, bo tam zginął jego wujek. Sądziłam, że L to ważna postać, jego żona profesor jest taka zasłużona, a tu cisza o nim.”
-„od przyszłego tygodnia zacznie się masakra polityczna z rozgrywaniem okoliczności katastrofy pod Katyniem i jednoczesne kuszenie mediów”
-„czy Ludwik Dorn pogodzi się z Jarkiem Kaczyńskim i wróci do PiSu? To dobry czas na pojednanie.”
Czy takie zdania wypowiada się oficjalnie do kamer telewizyjnych?
13 kwietnia, 2010 o 0:25
iza, a gdyby wyobrazić sobie sytuację następującą:
Lech Kaczyński zaprasza na pokład kwiat polskiej poezji. Zapominając na chwilę o swojej homofobii wysyła bilet Jackowi Dehnelowi, Justynie Radczyńskiej, Monice Mosiewicz, Piotrowi Czerniawskiemu i innym. W każdym razie każde z miejsc w rządowym samolocie ma swojego pasażera. Ale Lech w ostatniej chwili odbiera sms, w którym czyta że w domu coś się stało z mamą. że musi pilnie wracać. Dlatego rezygnuje z lotu i oddaje bilet jednej z 250 osobistości polskiej literatury, które się nie załapały do pierwotnego składu. Jego małżonka oddaje drugi bilet. Dlatego do składu dołącza np. Piotr Mierzwa i Paweł Kozioł (wybór zupełnie przypadkowy).
Z głośnika dobiega:
– Witam na pokładzie Air Force One. Mamy piękny wiosenny dzień. Temperatura na zewnątrz 11 C. Planowany czas lotu około cztery goziny. W imieniu całej załogi życzę państwu miłej podrózy. Kapitan.
Szczęśliwi literaci lecą sobie lecą, recytując swoje wierszyki, dyskutują o nich a czasami nawet ośmielą się ze sobą niezgodzić. Znudzona gadaniną obsługa samolotu serwuje regulaminowe posiłki na plastykowych talerzykach, podaje herbatę, kawkę – chętnym najtańszy koniak wyprodukowany dla Biedronka-Polska marki NAPOLEON.
W połowie lotu ktoś – niewiadomo dokładnie który z literatów – wpada na pomysł, by ułożyć wiersz okolicznościowy. W koncu głupio tak lecieć do Katynia i nie mieć jakiegoś wiersza, który upamiętniałby martyrologię polskich żołnierzy. Poeci postanawiają ułożyć wspólnie wiersz:
to szumi las, to śpiewa ptak
tu leży jeden z nas, tak tak
w tym lesie, w tej kniei
echo kule niesie i nadziei brak
tak tak, tak tak.
wszyscy na baczność. jeden strzał.
rozkaz: padnij a powstać byś chciał
i tylko spiewa ptak, tak tak, tak tak
…..
Czwarta flaszka Napoleona poszła i miała być trzecia i czwarta zwrotka katyńskiego hymnu ale niespodziewanie akt twórczy zostaje zakłócony przez stewardessy, które proszą o zapięcie pasów.
Nagle …….. [tu się zapis urywa i konieczne jest odszukanie czarnych skrzynek]
Stała się tragedia. Samolot prezydencki z ……….
Pytanie:
Jakdługo trwałaby żałoba narodowa?
Jak wyglądałoby „nowe rozdanie” w świecie polskiej literatury? przecież wydawnictwa musiałby działać, wydawać. Ktoś musiałby pisać? Jak wygladałyby laudacje? Jaka byłaby treść publicznych nekrologów? jaką długość miałaby korowody oraz relacje telewizyjne z pogrzebów? czy byłaby tylko krótka zajawka w Teleekspresie, czy może obszerna kilkugodzinna relacja na zywo?
ja uważam, że o tej tragedii wszyscy mówiliby: „to była tragedia, ale na całe szczeście na pokładzie nie było pary prezydenckiej oraz innych ważnych osobistosci”
13 kwietnia, 2010 o 0:43
„szczęśliwym zrządzeniem losu z powodu ważnych spraw wagi państwowej para prezydencka odwołała swój wylot do Katynia. Jaka to byłaby niepowetowana strata dla Narodu, gdyby prezydent zginął w katastrofie.”
Naród koniecznie z wielkiej litery.
Żałoba trwałaby jeden dzień, a w gazetach ukazałby się wiersz Herberta, a nie utwór pasażera samolotu. Nakład gazetowy rządzi.
„przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą smoleński las”
Zbigniew Herbert, “Guziki”
13 kwietnia, 2010 o 1:02
Jeszcze zacytuję fragment e-maila z wczorajszego dnia.
„w godzinach 10.00-18.00 wystawiona jest księga kondolencyjna, a następnie do dnia pogrzebu w godz. 10.00-15.00. Osoby, które nie mogą osobiście złożyć kondolencji, mogą przekazać je poprzez adres e-mailowy.
Wszystkie listy zostaną wydrukowane i dołączone do księgi kondolencyjnej.
” podpis asystenta posła
Czy wszystkie e-maile zostaną dołączone? Asystent zakłada, że e-maile napiszą wyłącznie Anioły.
Zwróćcie uwagę, na zrównanie tekstów napisanych długopisem i wystukanych na klawiaturze.
Powstały kondolencyjne księgi w internecie. Czy bez cenzurowania tekstów nadesłanych?
13 kwietnia, 2010 o 1:06
właśnie – uważam, że każdy mówiłby o „szczęściu w nieszczęściu”. wydawcy ucieszyliby się, bo w kraju przez 2-3 miesiące wzrosłoby zainteresowanie współczesna poezją. drugie wydania sprzedawałaby się w nakładach nie 500 egz. ale 2500 – 3000 egz. w telewizji Tomasz Lis porozmawiałby ze zaproszonymi do studio o literaturze i przy okazji zaprezentowałby swoją nową ksiązkę „co z tą polską III”.
Jednak większość głosów dotyczyłaby konieczności wymiany taboru lotniczego oraz „szczęścia w nieszczęściu” – czyli jak to dobrze, że Para Prezydencka nie znalazła się na pokładzie Air Force One.
Portal nieszuflada wyglądałby tak jak teraz w żałobie – kolory szare i czarne. może dodatkowo logo firmy „Panda Security” też by przerobiono na czarne. Misiaczek byłby czarno-biały. Wydaje mi się, że jedyna istotną zmianą byłby wiersze – uważam, że w takich okolicznościach uzytkownicy zrezygnowaliby z nicków a słupek kondolencyjny ciągnałby się na ok. 150 wpisów (tylu poetów zostałoby przy zyciu). Oczywiście Agnieszka Kuciak zapewne napisałaby jakąś ładną rymowaną modlitwę, drugą napisałaby Wioletta Grzegorzewska, która specjalizuje się w literackich relacjach z pielgrzymek. Po miesiącu wszystko wróciłoby do normy i znowu ktoś kasowałby trolli.
13 kwietnia, 2010 o 5:23
ucieczka przed informacjami?
niewykonalne.
Paradkos: trzeba zginąć tragicznie, aby wylądować na Wawelu jedno, czy dwuosobowo.
13 kwietnia, 2010 o 9:38
Śmiesznie, jak twój tekst, Marek, się komponuje z tym Bratkowskiego:
http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/536026,A-gdyby-zgineli-poeci.html
No, on może jakby bardziej do (mojej) rzeczy pisze.
13 kwietnia, 2010 o 11:21
propagandówka telewizyjna zapodaje tygodniowy kurs Jak z patałacha zrobić polskiego świętego.
13 kwietnia, 2010 o 14:19
po morzu burza hula,
a piarowcy anonsują kurs: ” jak przekuć tragedię na zwycięstwo, metody działania”
I koniec przez najbliższe dwa tygodnie pisemnego politykowania, tak mierzi mnie to co się lada moment zacznie dziać w mediach.
Nawet taka tragedia nie zmienia charakteru człowieka. Fiksacja zwyciężyła i stała się od soboty obłędem.
14 kwietnia, 2010 o 11:02
ok, nie było tematu.